czwartek, 27 lutego 2014

Ukraina – kolejny krok ku wolności

 Ukraińcy przeszli w kilka miesięcy długą drogę, którą Polacy pokonywali przez 10 lat,. Trudno wyjść z podziwu i trudno im nie gratulować tego osiągnięcia, nawet uwzględniając, że inne były uwarunkowania geopolityczne teraz i trzy dekady wcześniej. Choć prawdziwe zwycięstwo wolności i demokracji oraz gospodarcze osiągnięcia są nadal przed nimi, to przecież nawet najdłuższa droga zaczynać się musi od pierwszego kroku. No, może od drugiego, bo pierwszym była pomarańczowa rewolucja, która pokazała, jak ulotne mogą być pozory zwycięstwa. Wtedy elity polityczne pomarańczowej rewolucji nie potrafiły się wznieść ponad partykularne interesy swoich partyjek, co w rezultacie doprowadziło do krwawej powtórki.
Niemniej i tak Ukraińcy zaimponowali światu, bo pokazali pokazując, że nie pozwolą na lekceważenie woli obywateli przez władzę i ponowną sowietyzację swojej ojczyzny. W XXI wieku wkroczyli na drogę reform, którą inne kraje Środkowej Europy przeszły pod koniec dwudziestego stulecia.
Przez ostatnich kilka miesięcy oglądaliśmy w TV ponure i przerażające obrazy, które pamiętamy z własnej niedawnej historii: protesty ludu, próby stłumienia ich siłą, śmiertelne ofiary i na koniec ucieczkę dyktatora. Janukowycz dopisał swoje nazwisko do smutnej listy europejskich despotów pokroju Honeckera czy Ceausescu. I w istocie, jego ucieczka helikopterem z opływającej w przepych rezydencji przypominała pamiętną ucieczkę rumuńskiego przywódcy z dachu oblężonego gmachu.
Ukraina stoi na początku drogi, czeka ją jeszcze niejeden trudny i uciążliwy dla społeczeństwa wybór. Dziennikarze i politolodzy zastanawiają się czy teraz, w chwili gdy wspólny przeciwnik jakim była Partia Regionów przestał jej zagrażać, Ukraina wzniesie się ponad podziały i nie powtórzy błędów, jakie miały miejsce po pomarańczowej rewolucji. Wówczas opozycyjne w stosunku do Leonida Kuczmy ugrupowania, zamiast współdziałać, zaczęły ze sobą walczyć, co umożliwiło Janukowyczowi objęcie fotelu prezydenta. Wszystkich też interesuje, czy uda się Ukrainie uniknąć rozpadu państwa.
Ze swojej strony śmiem wątpić. Wcześniej kraje poróżnione narodowymi animozjami tak bardzo, jak dzisiejsze regiony wschodniej i zachodniej Ukrainy, na przykład Jugosławia czy Czechosłowacja, po demokratycznych przemianach nie uniknęły podziałów. Ale nawet taki scenariusz jest lepszy, niż groźba domowego konfliktu. Czechy i Słowacja, choć osobno, przystąpiły do Unii Europejskiej, podobnie Słowenia i Chorwacja. Dziś akces do UE zgłaszają też pozostałe kraje dawnej Jugosławii i ich przystąpienie do niej wydaje się być tylko kwestią czasu. Czasem, choć cel jest wspólny, trzeba do niego dochodzić różnymi drogami.
Życzę Ukrainie i jej mieszkańcom sukcesu i wszystkiego, co dla nich najlepsze. Mam też nadzieję, że sympatia Polaków dla Ukraińców okaże się trwała i silniejsza niż stereotypowe resentymenty, które podsycała peerelowska historia, w sukurs idąc pogrobowcom skrajnych grup polskich narodowców.
Ukraina zawsze bliska była Polsce, ale niech nie będzie już to bliskość wynikająca tylko i wyłącznie ze wspomnień o polskim Lwowie, obronie Kamieńca Podolskiego i Zbaraża. Ukraina, również ta zachodnia, należy do Ukraińców, teraz i na zawsze.

A na Bugu, po jednej i drugiej stronie, mam nadzieję, zamiast ostrzeżeń „Uważaj, przekraczasz granicę”, staną tabliczki ze słowami: „Przekraczasz granicę, serdecznie witamy”.