Ukraińcy przeszli w kilka miesięcy długą drogę, którą Polacy
pokonywali przez 10 lat,. Trudno wyjść z podziwu i trudno im nie
gratulować tego osiągnięcia, nawet uwzględniając, że inne były
uwarunkowania geopolityczne teraz i trzy dekady wcześniej. Choć
prawdziwe zwycięstwo wolności i demokracji oraz gospodarcze
osiągnięcia są nadal przed nimi, to przecież nawet najdłuższa
droga zaczynać się musi od pierwszego kroku. No, może od drugiego,
bo pierwszym była pomarańczowa rewolucja, która pokazała, jak
ulotne mogą być pozory zwycięstwa. Wtedy elity polityczne
pomarańczowej rewolucji nie potrafiły się wznieść ponad
partykularne interesy swoich partyjek, co w rezultacie doprowadziło
do krwawej powtórki.
Niemniej i tak Ukraińcy zaimponowali światu, bo pokazali pokazując,
że nie pozwolą na lekceważenie woli obywateli przez władzę i
ponowną sowietyzację swojej ojczyzny. W XXI wieku wkroczyli na
drogę reform, którą inne kraje Środkowej Europy przeszły pod
koniec dwudziestego stulecia.
Przez ostatnich kilka miesięcy oglądaliśmy w TV ponure i
przerażające obrazy, które pamiętamy z własnej niedawnej
historii: protesty ludu, próby stłumienia ich siłą, śmiertelne
ofiary i na koniec ucieczkę dyktatora. Janukowycz dopisał swoje
nazwisko do smutnej listy europejskich despotów pokroju Honeckera
czy Ceausescu. I w istocie, jego ucieczka helikopterem z opływającej
w przepych rezydencji przypominała pamiętną ucieczkę rumuńskiego
przywódcy z dachu oblężonego gmachu.
Ukraina stoi na początku drogi, czeka ją jeszcze niejeden trudny i
uciążliwy dla społeczeństwa wybór. Dziennikarze i politolodzy
zastanawiają się czy teraz, w chwili gdy wspólny przeciwnik jakim
była Partia Regionów przestał jej zagrażać, Ukraina wzniesie się
ponad podziały i nie powtórzy błędów, jakie miały miejsce po
pomarańczowej rewolucji. Wówczas opozycyjne w stosunku do Leonida
Kuczmy ugrupowania, zamiast współdziałać, zaczęły ze sobą
walczyć, co umożliwiło Janukowyczowi objęcie fotelu prezydenta.
Wszystkich też interesuje, czy uda się Ukrainie uniknąć rozpadu
państwa.
Ze swojej strony śmiem wątpić. Wcześniej kraje poróżnione
narodowymi animozjami tak bardzo, jak dzisiejsze regiony wschodniej i
zachodniej Ukrainy, na przykład Jugosławia czy Czechosłowacja, po
demokratycznych przemianach nie uniknęły podziałów. Ale nawet
taki scenariusz jest lepszy, niż groźba domowego konfliktu. Czechy
i Słowacja, choć osobno, przystąpiły do Unii Europejskiej,
podobnie Słowenia i Chorwacja. Dziś akces do UE zgłaszają też
pozostałe kraje dawnej Jugosławii i ich przystąpienie do niej
wydaje się być tylko kwestią czasu. Czasem, choć cel jest
wspólny, trzeba do niego dochodzić różnymi drogami.
Życzę Ukrainie i jej mieszkańcom sukcesu i wszystkiego, co dla
nich najlepsze. Mam też nadzieję, że sympatia Polaków dla
Ukraińców okaże się trwała i silniejsza niż stereotypowe
resentymenty, które podsycała peerelowska historia, w sukurs idąc
pogrobowcom skrajnych grup polskich narodowców.
Ukraina zawsze bliska była Polsce, ale niech nie będzie już to
bliskość wynikająca tylko i wyłącznie ze wspomnień o polskim
Lwowie, obronie Kamieńca Podolskiego i Zbaraża. Ukraina, również
ta zachodnia, należy do Ukraińców, teraz i na zawsze.
A na Bugu, po jednej i drugiej stronie, mam nadzieję, zamiast
ostrzeżeń „Uważaj, przekraczasz granicę”, staną tabliczki ze
słowami: „Przekraczasz granicę, serdecznie witamy”.