Co można powiedzieć o dwudziestodwuletnim chłopaku, który
pochodził z zamożnej rodziny, ukończył z wyróżnianiem
uniwersytet, a potem rozdał swoje oszczędności sięgające
dwudziestu czterech tysięcy dolarów na cele charytatywne, podobnie
jak inne osobiste rzeczy, spalił gotówkę, którą miał w
portfelu, porzucił swój samochód zostawiając w nim kartkę, że
może go zabrać każdy, kto go znajdzie, i wyruszył w podróż,
która skończyła się dwa lata później w dzikich ostępach Alaski
tragiczną śmiercią? Zafascynowany lekturami Tołstoja, Londona i
Thoreau postanowił szukać sensu życia poza cywilizacją, w
otoczeniu natury. Chciał być wolny jak ptak, podróżować bez
myśli o jutrzejszym dniu śladami Londona, mieszkać w lesie w
otoczeniu zwierząt jak niegdyś Thoreau nad stawem Walden oraz
rozważać prozę Tołstoja, który w „Życiu rodzinnym” napisał
między innymi: Pragnąłem ruchu, a nie spokojnie toczącej się
egzystencji. Pragnąłem podniety i niebezpieczeństwa, i okazji do
poświęcenia się dla miłości. Czułem w sobie nadmiar energii,
która nie miała ujścia w naszym spokojnym życiu.
Był młodzieńczo odważny, młodzieńczo romantyczny i młodzieńczo
beztroski. Ale też wysportowany i wytrzymały nad podziw, co
pozwalało mu wierzyć we własne siły i łaskawość natury. Był
przekonany, że gdy będzie żył w zgodzie z jej prawami, zapewni mu
wszystko, co niezbędne jest do przetrwania. W jednaj z książek,
które zabrał na wędrówkę, Wallace Stegner napisał: Nie można
zaprzeczyć, że zawsze nas uskrzydla stan, w którym nie jesteśmy
niczym skrępowani. Kojarzy nam się z ucieczką od historii,
uciemiężenia, prawa i przykrych zobowiązań, z absolutną
wolnością, a droga do tego zawsze prowadziła na zachód. On
także zapragnął poszukać prawdziwego życia, bo je kochał tak
bardzo, i tak bardzo utożsamiał je z wolnością, że dla niego...
poniósł śmierć.
Żródło: Wikipedia |
Jego śmierć poruszyła Amerykę, najbardziej znane czasopisma i
stacje telewizyjne opisywały to wydarzenie próbując wyjaśnić
jego zagadkową śmierć i ciąg wydarzeń, które do niej
doprowadziły. Zleciły swoim najlepszym reporterom odkrycie prawdy o
dwóch latach jego wędrówki i motywacjach, które nim kierowały.
Pojawiły się dziesiątki artykułów, ale jednemu z badaczy jego
życia, Jonowi Krakauerowi, nie wystarczył artykuł, stworzył
książkę „Into the Wilde” (w Polsce ukazała się pod tytułem
„Wszystko za życie”), która w samych Stanach Zjednoczonych
sprzedała się w nakładzie dwóch milionów egzemplarzy. Potem
powstał na jej podstawie film pod tym samym tytułem wyreżyserowany
przez Seana Penna.
Jej bohater nazywał się Christopher McCandless, choć od chwili
zerwania z poprzednim życiem wolał się określać tylko jako Alex,
Alex Supertramp. Tak przedstawił się ostatniemu z ludzi, który go
widział i podwiózł go w okolice Szlaku Stampede w samym sercu
Alaski, na północ od jej najwyższego szczytu McKinley. Tym
imieniem przedstawiał się wszystkim spotkanym podczas wędrówki,
od chwili gdy pożegnał się z rodzicami. Miał być prawnikiem,
został wagabundą. I bohaterem takich jak on poszukiwaczy przygód.
Do miejsca jego śmierci każdego roku pielgrzymują kolejni
buntownicy, by choć przez chwilę oddychać tym co on powietrzem
dalekiej północy, stanąć w milczeniu przy autobusie, w którym,
otulony w śpiwór, zasnął po raz ostatni. A potem zrobione sobie
na tle rdzewiejącego autobusu linii 142 Fairbanks City zdjęcie
powiesić jak ikonę na ścianie swojego bezpiecznego mieszkania.
Historia Alexa i mnie poruszyła. Chociaż odkryłem ją dopiero
niedawno, nadal fascynuje, bo opowiada o tak silnym pragnieniu
wolności, że warto było zapłacić za nie życiem, którego była
apoteozą. W duszy każdego chyba chłopca budzi się w którymś
momencie pragnienie przygód i podróży, ogniska płonącego w
głuszy i życia z dala od cywilizacji, w otoczeniu innych
buntowników z wyboru. Potem to pragnienie znika przytłoczone
społecznymi konwenansami, ale nigdy nie do końca. Czasem budzi się
pod wpływem takich jak ta opowieści i trudno wtedy zapomnieć o tej
tęsknocie za przestrzenią, za uwolnieniem się od szablonów i
kulturowych schematów.
Polska miała także swego Alexa, był nim zmarły w 1979 roku Edward
Stachura, włóczęga, pisarz i poeta. Rozczytywałem się w jego
opowiadaniach z wędrówek, podziwiałem odwagę, tęskniłem za
wolnością i rozumiałem tęsknoty. Poza jedną, tą, która
doprowadziła Stachurę do samobójczej śmierci. I to podstawowa
różnica, bo Alex kochał życie do samego końca, do ostatniego
oddechu. Poddał się śmierci, bo nie miał już innego
wyjścia. Zgubiła go przesadna wiara we własne umiejętności i
łaskawość natury. Przecenił swoje siły a nie docenił grozy
otaczającej go dziczy. Choć uczniem był celującym, nie zdał
ostatniego egzaminu, pokonała go surowa rzeczywistość alaskańskiej
głuszy, którą tak uwielbiał. By tam przeżyć, uczyć się jej
praw trzeba od dziecka: polowania, konserwowania mięsa upolowanej
zwierzyny, odróżniania roślin jadalnych od trujących,
odnajdywania szlaków zwierząt i ludzkich osiedli, chronienia się
przed kaprysami natury i przewidywania zachowania żywiołów. Tego
mu zabrakło. Tego i nieco szczęścia. Dlatego umarł z wygłodzenia
i wycieńczenia, chociaż do końca walczył o życie i o nie błagał.
Myśliwi, którzy odnaleźli jego ciało, znaleźli też zawieszoną
kilka dni przed śmiercią kartkę, na której napisał: S.O.S.
Potrzebuję pomocy. Jestem ranny, bliski śmierci i za słaby, żeby
się stąd wydostać. Jestem zupełnie sam, to nie są żarty. Na
miłość boską, pozostańcie tutaj, żeby mnie ratować. Wyszedłem
zbierać jagody w pobliżu i wrócę wieczorem. Dziękuję, Chris
McCandless Sierpień?
Nie doczekał się pomocy na czas. Wola życia uległa wyczerpanym
siłom fizycznym. Gdy go odnaleziono, ważył zaledwie 30 kilogramów.
Dwa lata wędrówek po pustyniach i górach Zachodniego Wybrzeża nie
były wystarczającym doświadczeniem wobec potęgi i grozy przyrody
Alaski. Ta pokonała go w ciągu kilku miesięcy. Na Szlak Stampede
dotarł w maju. Zanotował wtedy w swoim dzienniku pisanym w trzeciej
osobie, jakby starał się dystansować od siebie: Dwa lata
wędruję po świecie. Żadnego telefonu, żadnego basenu, żadnych
domowych zwierzaków, żadnych papierosów. Totalna wolność.
Esteta, podróżnik którego domem jest droga. Uciekł z Atlanty. Nie
będziesz powracał, pamiętaj sobie, najlepiej jest na zachodzie.
Teraz, po dwóch latach wędrówki, nadchodzi najważniejsza i
największa przygoda. Ostateczny bój, aby zabić fałszywe istnienie
wewnętrzne i zwycięsko zakończyć rewolucję duchową. Dziesięć
dni i nocy w pociągach towarowych i autostopem przywiodło go na
wielką, białą północ. Nie będzie już zatruwany przez
cywilizację, od której ucieka; wchodzi samotnie w krainę, by
zagubić się w dziczy. Alexander Supertramp, maj 1992. W
sierpniu musiał się pożegnać z Alaską i życiem. Ale umarł
wolny.
Na odwrocie kartki, na której pozostawił swoje przejmujące
pożegnanie, podziękowanie za piękne życie i błogosławieństwo
dla żyjących, widniał wiersz Robinsona Jeffersa „Mędrcy w
chwilach zwątpienia”:
Śmierć to morderczy ptak na łące, lecz umrzeć zostawiając
dzieło,
Które bliższe będzie osiągnięciom stuleci
Niż muskuły i kości, to znaczy zrzucić słabość.
Góry są z martwych kamieni. Ich wyniosła postawa
I zuchwały spokój budzą nienawiść lub podziw u ludzi.
Góry przez to nie miękną, obcy jest im niepokój,
A myśli nieliczne umarłych mają podobny profil.