niedziela, 4 czerwca 2017

Cień Orwella

Ci, którzy czytali powieść „Rok 1984” na pewno przypominają sobie, że w wizji jego autora, George’a Orwella, świat podzielony był na trzy zmieniające sojusze obozy: Oceanię, Eurazję i Wschodnią Azję. Do Oceanii należały Ameryka i Wielka Brytania, Eurazję kontynentalne Europa i Azja. Podział ten, gdy czytałem przed laty tę książkę, wydawał się mocno nietrafiony – aż do dzisiaj. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i ostatnie dystansujące się od Unii Europejskiej wypowiedzi Donalda Trumpa, przy jednoczesnym jego wsparciu dla Brexitu, zaczynają zaskakująco bliską czynić wizję Orwella z 1948 roku (wówczas powstała książka). Wydaje się już tylko kwestią czasu zbliżenie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych w opozycji do kontynentalnej Europy, wydaje się też prawdopodobne ponowne zbliżenie tejże Europy z Rosją, w świetle wspólnych interesów gospodarczych, takich choćby jak rurociąg Nord Stream.
G. Orwell,
Źródło: Wikipedia
Chociaż na razie taki rozkład sił się wydaje się odległy, ale równie odległy wydawał się w roku 1988 rozpad Związku Radzieckiego i Zjednoczenie Niemiec, więc warto się zastanowić, a przynajmniej uczynić to powinni politycy, co oznaczałby dla Polski. Bez wątpienia niesie ze sobą umocnienie Niemiec w roli hegemona Unii Europejskiej, z Francją w sojuszu (po zwycięstwie z prezydenckim wyścigu Macrona). Ziszcza się tym samym zły sen Margaret Thatcher, czyli powrót Sacrum Romanum Imperium Nationis Germanicæ (Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, choć teraz bardziej europejskiego niż rzymskiego) otoczonego mniej czy bardziej posłusznymi wasalami.
Dobrze to czy źle? Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi, a euroentuzjaści i eurosceptycy oceniają to z innej perspektywy, więc inne wyciągają wnioski. Tak czy inaczej Polska do ulubieńców cesarzowej Angeli nie należy (i należeć nie będzie), bez względu na to, kto w Warszawie dzierży ster władzy. Rzecz jasna, Angela Merkel chętniej podejmowała u siebie (i podejmować by chciała w przyszłości) Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego i Ewę Kopacz, niż Andrzeja Dudę, Beatę Szydło czy (zwłaszcza) Jarosława Kaczyńskiego. Inaczej mówiąc, woli wasali podzielających jej wyobrażenie zjednoczonej Europy (w opinii eurosceptyków – wasali uległych), niż sprzeciwiających się płynącym z Brukseli (a może z Berlina?) pomysłom. Na postawione wcześniej pytanie, ja przynajmniej, nie ośmielę się udzieli odpowiedzi, bo obecnie żadna z proponowanych przez polityków polskich dróg ku przyszłości mnie osobiście nie odpowiada.
Może zresztą nie należy się z prognozami za bardzo spieszyć? Najbliższe miesiące tego roku, w tym przede wszystkim wyniki wyborów w Wielkiej Brytanii i Niemczech (choć nie tylko) zaważą, czy cień Orwella zaciąży nad Europą i światem.