poniedziałek, 19 maja 2014

Kobieta z brodą i schyłek Europy Zachodniej

 W 1974 roku, gdy kończyłem ostatnią klas szkoły podstawowej i zastanawiałem się, do jakiego liceum skierować swe kroki, w Grecji niekwestionowane zwycięstwo w Konkursie Piosenki Eurowizji odniosła szwedzka grupa Abba, rozpoczynając swój trwający wiele lat prymat w gatunku popularnej muzyki rozrywkowej. Wówczas nie miałem o tym pojęcia, zarówno ze względu na fakt, że Polska należała do strefy Interwizji (organizacji nadawców krajów podległych Moskwie), jak i z racji zainteresowań skupionych na innych gatunkach muzyki. Niemniej już wkrótce piosenki Abby opanowały wszystkie stacje nadawcze radia i telewizji Europy na wschód i zachód od żelasnej kurtyny.
Nie przepadałem za, tak mi się wówczas wydawało, zbyt przesłodzonymi i melodyjnymi piosenkami Abby, ale dziś, gdy po dokładnie czterdziestu latach dowiedziałem się, iż eurowizyjny konkurs wygrała kobieta z brodą (czy też dokładniej mówiąc, mężczyzna z brodą ubrany w sukienkę), po raz pierwszy zatęskniłem za dawnymi czasami. Nie dlatego, że w Polsce panowała wtedy „złota” era Gierka, ale dlatego że Europa Zachodnia, za którą tak tęskniliśmy, tym właśnie werdyktem rozczarowała mnie chyba już ostatecznie i nieodwołalnie. Polityczno-kulturalny salon Zachodu (bo nie słuchacze) tym wyborem ostatecznie potwierdził schyłek epoki, w której szanowano te wartości, które pozwoliły cywilizacji Zachodu wyprzedzić inne części świata w rozwoju cywilizacyjnym.
By odeprzeć mogące się pojawić zarzuty wyjaśnię, że jest mi zupełnie obojętne w co się ludzie ubierają. Damskie przebranie eurowizyjnego pana z brodą robią na mnie mniejsze wrażenie, niż w XIX stuleci robiły na jej współczesnych męskie odzienia George Sand i palone przez nią cygara. Georg Sand, pomimo swego prowokacyjnego męskiego pseudonimu (nazywała się naprawdę Amantine Dupin) i ostentacyjnie męskiego wizerunku, była i chciała pozostała kobietą, o czym mógłby najlepiej zaświadczyć Fryderyk Chopin. Jej zachowanie było wynikiem pragnienia zwrócenia uwagi na dyskryminację kobiety przez ówczesne prawo i konwenanse. Mężczyźni ani wówczas, ani tym bardziej obecnie, nie mają jednak powodu do narzekania na dyskryminację, więc przebieranie się w sukienkę jest zupełnie dla mnie niezrozumiałe i dla mnie, i jak przypuszczam dla większości Europejczyków, w tym również słuchaczy Konkursu Eurowizji.
Można oczywiście tłumaczyć werdykt jury troską o równouprawnienie osób o odmiennych orientacjach, ale jaki to ma związek z piosenką, która na festiwalach Eurowizji powinna być oceniana? Publiczność miałaby, gdyby pozwolono jej decydować, zupełnie inne zdanie co do wartości artystycznej tego występu i bez wątpienia kto inny zostałby zwycięzcą.
Żyjemy w epoce dyktatu pseudo-poprawności politycznej, która zwiastuje schyłek dominacji Zachodu. Jego elity już nie chcą przeć naprzód i zwyciężać, straciły wigor i ducha rywalizacji. Tak samo rzecz się miała u schyłku łacińskiego Cesarstwa Rzymskiego, tak umierało Bizancjum. Dobrobyt, wygoda i rozkosze ciała ważniejsze był od dobra kraju, a honor i cnoty obywatelskie traciły na wartości. Cesarstwo łacińskie legło w gruzach pod naporem energicznych i szukających nowych wyzwań barbarzyńców, opływające w bogactwa i zbiurokratyzowane Bizancjum uległo Turkom, którzy gotowi byli oddać życie w imię idei, nie ważne czy dobrej, czy nie. Elity tamtych imperiów głównie interesował czubek własnego nosa, lenistwo i święty spokój. Tak właśnie dzisiaj zachowują się europejskie elity – libertynizm ważniejszy jest od cnoty, wygoda od honoru, święty spokój od rywalizacji. Przepełnione samozadowoleniem europejskie elity Zachodu lubią pouczać innych, ale w oparach drogich perfum nie czują, że ich świat dobrobytu już zaczyna gnić.
Na Wschodzie czają się już czekając na dogodny moment współcześni „barbarzyńcy”, narody gotowe na poświęcenie dla osiągnięcia czegoś więcej, niż miały dotąd w posiadaniu, gotowe podjąć nowe wyzwania i zwyciężyć w wyścigu technologii, wydajności, kultury. Europie pilnie przyglądają się Chiny i inne kraje Dalekiej Azji. I nie czynią tego bezczynnie. Przez kilka ostaniach dziesiątków lat tamte narody uczyły się pilnie i są gotowe do ekspansji, która, poniekąd, już się zaczęła, choć na razie do Europy i Afryki wyruszyła tylko ich forpoczta. Prawdzie najazd dopiero nastąpi i nie będzie wyglądał jak średniowieczne najazdy Hunów czy Osmanów. Dziś prawdziwe zwycięstwo odnosi się bez kawalerii i zastępów piechoty, kapitał i praca sieją większe spustoszenie. Do Europy ruszą azjatyckie pieniądze, a za nimi znakomicie wykształceni na zachodnich uczelniach i przeszkoleni przez zachodnich specjalistów menadżerowie i ich podwładni. A pracownicy azjatyckich korporacji gotowi są tyrać bez wytchnienia za znacznie mniejsze pieniądze od tych, które otrzymują robotnicy na Zachodzie.
Europa będzie bezbronna, bo już robi wszystko, by ułatwić Azji wygraną. Już niedługo zabraknie młodych Europejczyków (bo rodzina nie stanowi już największej wartości), a ktoś na emerytury starzejących się pokoleń będzie musiał zapracować.
Tęsknię za czasami Abby, bo wtedy jeszcze na Zachodzie oceniano piosenkę, a nie wygląd wykonawcy; bo wówczas ceniono rodzinę, chroniono dzieci przed deprawacją, szanowano wysiłek, chwalono przedsiębiorczość, zachwalano gotowość do wyrzeczeń, zachęcano do ryzyka, a za swoje czyny ponoszono konsekwencje.

Czterdzieści lat temu grupa Abba zdobyła pierwsze miejsce w konkursie Eurowizji piosenką, nomen omen, Waterloo. Śpiewali: Waterloo – zostałem pokonany, wy wygraliście wojnę.