Dziennik Telewizyjny z lat PRL-u
był sztandarowym przykładem
manipulacji i kłamstwa. |
Wychowałem się w czasach komunistycznej
telewizji i niemal każdego dnia oglądać musiałem bohaterskie zmagania władzy o
moją (czyli społeczną i narodową) przyszłość, nieustanną walkę z przeciwnikami
socjalizmu, którymi byli kolejno m.in.: żołnierze Armii Krajowej (zaplute karły
reakcji), bikiniarze, bumelanci, słuchacze jazzu, spekulanci, zagraniczni
odwetowcy, dziennikarze rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa i Radia
Waszyngton, członkowie polskiej demokratycznej opozycji, NSZZ „Solidarność” i
studenci z NZS-u (przepraszam tych, którzy umknęli z mej pamięci). Istotą takiego
obrazu świata było podtrzymywanie atmosfery walki z wrogami, którzy nieustannie
próbują zakłócić ład, spokój i dobrobyt, co uzasadniało konieczność społecznych
wyrzeczeń i materialnych niedomagań w zaopatrzeniu, a przy okazji konieczność
szczególnych uprawnień szlachetnych członków jedynej słusznej partii. Władza
odnosiła w tej walce nieustanne sukcesy, ale w miejsce pokonanych pojawiali się
nowi wrogowie, jeszcze gorsi od poprzednich, i tak przez kilkadziesiąt lat.
Apogeum tej wizji na wizji były czasy stanu wojennego (pod tym pojęciem
rozumiem okres od grudnia 1981 do roku 1989) z głównym jej bohaterem Jerzym
Urbanem jako rzecznikiem rządu Wojciecha Jaruzelskiego, a potem też szefem
Radiokomitetu.
Gdy drobnymi kroczkami nadeszła
do Polski wolność i przewodniczącym Radiokomitetu został Andrzej Drawicz,
odetchnąłem w przekonaniu, że czasy złej, uprawiającej propagandę sukcesu i
eskalującej atmosferę napięcia poprzez walkę z wyimaginowanymi zagrożeniami
telewizji bezpowrotnie minęły. Zmieniłem zdanie, gdy na jej czele stanął Jacek
Kurski. To jest jak zły sen.
Nie byłem bezkrytycznym wielbicielem
żadnej partii czy koalicji rządzącej Polską po 1989 roku, tym samym również
rządów Platformy Obywatelskiej. Z niechęcią przyglądałem się powstawaniu Krajowej
rady radiofonii i Telewizji i umocowywaniu jej istnienia w konstytucji, z
niepokojem przyglądałem się ciągłej rozbudowie telewizyjnego miasteczka przy
Woronicza, mnożeniu państwowych kanałów (obecnie jest ich już kilkanaście) i
zalewaniu poprzez nie widza kiczowatymi kalkami zachodnich produkcji. Ale żaden
z dotychczasowych telewizyjnych prezesów nie osiągnął takiej skali
propagandowego absurdu, takiej skali tandety i bezguścia jak Jacek Kurski. Mdli
mnie, gdy oglądam Wiadomości, jak po nawrocie zapomnianej choroby z
dzieciństwa. Znowu manipuluje się informacjami i komentarzami, jak za czasów
dobrej szkoły Szczepańskiego i Urbana. Znów bohaterscy funkcjonariusze
wszelkiej maści służb walczą ze szkodnikami usiłującymi nie dopuścić do
ziszczenia się wizji świetlanej przyszłości. Nawet prawda, bo wiele zarzutów
stawianych rządowi Donalda Tuska i prezydenturze Bronisława Komorowskiego jest słusznych,
której towarzyszą stronnicze komentarze, przestaje być przekonująca. A wszystko
to przy akompaniamencie „największego” osiągnięcia kultury muzycznej, czyli
uwielbianego przez prezesa Kurskiego disco polo.
Od upadku komunizmu byłem
zwolennikiem całkowitej prywatyzacji telewizji i tym samym odebrania jej
rządzącym, bez względu na ich proweniencję (wiem, że dla wielu to radykalne
poglądy, ale nie zmieniłem zdania), a przynajmniej jej znacznego zmniejszenia,
na przykład pozostawienie państwu tylko jednego kanału (Stany Zjednoczone,
najpotężniejszy kraj na świecie, nie posiada własnej stacji ani telewizyjnej,
ani radiowej, i w żaden sposób mu to nie przeszkadza). Chociaż jestem też
przeciwnikiem finansowania telewizji ze ściąganego pod przymusem abonamentu,
dotąd posłusznie go uiszczałem. Teraz mam wątpliwości, czy nadal powinienem to
czynić, bo dlaczego mam finansować manipulacje, propagandę i disco polo? Czy na
nich polega społeczna misja, którą uzasadnia się konieczność istnienia państwowej telewizji? I to co piszę nie ma
nic wspólnego z polityką i politycznymi sympatiami, oceniam tylko poziom tzw.
społecznej telewizji, prywatne stacje mogę lubić bądź nie (a niektóre
prezentują zbliżony poziom), ale nie zmusza się, bym do nich dopłacał.