środa, 10 grudnia 2014

Nihil novi, czyli o tym i owym, nie pomijając polityki i kotów

 Przyglądając się rzeczywistości z perspektywy zbliżającej się rocznicy wprowadzenia stanu wojennego oraz niedawno obchodzonej pierwszych częściowo wolnych wyborów, mam wrażenie, że nie mieszczę się w kategoriach tego kraju i nie bardzo się z nim potrafię utożsamić, co szczególnie mocno odczuwam po ostatnich wyborach samorządowych. Nie mieszczę się ani w kategoriach programowych i politycznych partii rządzących, ani opozycyjnych, nie akceptuję bezkrytycznej wierności i służalczości jednych i drugich, nie akceptuję także języka, jakim raczą ich przedstawiciele politycznych przeciwników. Gdy trzydzieści lat temu tęskniliśmy za demokracją, gdy czyniliśmy wszystko, by do Polski zawitała, nie znałem wówczas jej drugiego, szyderczego oblicza. Wprawdzie ten czy inny z moich znajomych przekonuje mnie niekiedy, że to nie demokracja zawodzi, a ludzie, to choć zgadzam się co do tych ludzi, zwłaszcza tych, których ceniłem w latach opozycji, a którzy z taką łatwością zmieniają teraz poglądy i sojusze, to co do samej demokracji nie sposób również nie mieć zastrzeżeń, bo przecież demokracja, to właśnie ludzie. To oni wybierają i kształtują rzeczywistość.
Nie będę jednak pastwił się nad demokracją, czynili to więksi ode mnie, by wspomnieć tylko Platona przed wiekami czy Alexisa de Tocqueville'a w XIX stuleciu (a nie należeli oni do wyjątków), dodam jedynie, że niekiedy mam wrażenie, iż Polska na mapie światowej demokracji jest miejscem, w którym obnażane są jej najbardziej gorszące a czasem niespodziewane cechy, miejscem, w którym wszystko co może pójść źle, idzie jeszcze gorzej. Aż dziw, że świat nie testuje u nas swych społecznych koncepcji i wynalazków, gdyż jeśli ktokolwiek jest w stanie znaleźć w nich najdrobniejszą niedoskonałość, to na pewno polskie władze wypróbowując je na żywym organizmie polskiego narodu, tak jak to się stało w przypadku ostatnich wyborów samorządowych. W gruncie rzeczy budżet mógłby zarobić niezłe pieniądze czyniąc z Polski taki poligon doświadczalny i pobierając za to opłaty.
Zostawiam współczesne oblicze polskiej demokracji, nie zostawię jednak tego tematu tak zupełnie, bo nasunął on mi się podczas lektury „Dzienników” Marii Dąbrowskiej. W 1921 roku, gdy Polska po latach niewoli odzyskała niepodległość i zagościła w niej demokracja, autorka pisała: „Czym jest Polska? Straszliwe złodziejstwo, szwindle i nadużycia. Obracanie na własną korzyść powierzonymi państwowymi pieniędzmi, to jedno z najmniejszych przestępstw. Obok złodziejstwa – niedołęstwo, nieporządek, nieład”. A w kwietniu 1929 roku, po lekturze artykułu „Dno oka” autorstwa Józef Piłsudskiego, komentowała: „Marszałek Piłsudski ogłosił artykuł, w którym najgorszymi wyrazami zezwał (zachowuję oryginalną pisownię – przyp. aut.) od ostatnich cały sejm, [...], a ostatecznie – lżył, jak zawsze, cały naród. […] Tak nie przemawia wielkość, tak może przemawiać istotnie człowiek chory, to nie jest styl świętego gniewu”. Gdyby nie daty, nie postać, o której pisała, słowa te pasowałyby jak ulał do dzisiejszej polityki i niektórych jej „autorytetów”. Jak przekleństwo zatacza nad Polską kręgi ten bumerang samolubstwa i interesowności.
Dlaczego jednak teraz dopiero zabrałem się za lekturę „Dzienników” Dąbrowskiej? Choć tak lubię raptularze i wspomnienia? Bo dopiero niedawno ukazało się pierwsze pełne wydanie jej zapisków, wcześniej to były wyjątki, najpierw przeczesane przez cenzurę, potem ograniczone do fragmentów. Teraz wydała je Polska Akademia Nauk w nakładzie zaledwie trzystu egzemplarzy. Pobrałem je w postaci elektronicznej z sieci, z witryny Uniwersytetu Śląskiego. Nie wiem, czy tak w ogóle wolno, ale nie mogłem się oprzeć, chętnie bym zresztą za nie zapłacił, ale gdzie i jak?
To niezwykła lektura, bez przypisów, bez uwspółcześnienia języka, czysty żywy zapis, taki, jak w oryginale. Gigantyczne dzieło liczące kilkanaście tomów, wydane w celach naukowych, tak też, skromnie, traktuję swoją jego lekturę. Przyjmuję, że też czytam je „naukowo” i nie popełniam wykroczenia, choć, jak wspomniałem, zawsze gotów będę za nie zapłacić, gdy tylko będzie taka możliwość. Szkoda, że tej pozycji nie udostępniono za odpłatnością dla każdego zainteresowanego.
Podczas lektury „Dzienników” towarzyszą mi przedziwne uczucia, bo poraża mnie niekiedy ich szczerość, gdy Dąbrowska pisze o sprawach intymnych. Prawdę mówiąc, te fragmenty najchętniej bym pomijał, bo napełniają mnie pewnym zażenowaniem, zwłaszcza gdy bez ogródek opisuje swoje homoseksualne fascynacje. Ale nie chcę zgubić ciągłości, a siłą tej prozy są opisy odległej już rzeczywistości, fakty, wydarzenia, a przede wszystkim ludzie, im bliżej naszych czasów, tym częściej znani. Te codzienne i monumentalne zapiski, choć niekiedy zupełnie błahe, miewają genialne fragmenty i porażają trafnością spostrzeżeń. Dąbrowska, bez wątpienia, była niezwykle bystra i inteligentna. „Dzienniki” w moim przekonaniu, przynajmniej w wielu fragmentach, znacznie przewyższają jej prozę, do której lektury zmusza się do dzisiaj uczniów. Tamta jest uładzona, ta żywa i bezpośrednia.
No i tak zawędrowałem od współczesności i polityki do „Dzienników”, ale na usprawiedliwienie dodam, że w gruncie rzeczy wszystko jest polityką. Nawet jej unikając, wyraża się o niej opinię, może właśnie wtedy najbardziej dosadną.

Piszę, a między mną i klawiaturą laptopa, na moich kolanach pomrukuje Mufka, znaleziona niegdyś na dworze koteczka o delikatnym jak aksamit futerku, której jedynym mam wrażeniem celem w życiu, jest przytulanie się do ludzi. Jest bezpośrednia i przecudna w tym swoim pragnieniu bliskości. Obok, na tapczanie, leży Mugol, też dachowiec. Trąca mnie łapką, bym nie zapominał go od czasu do czasu pogłaskać, ale w Mugolu nie ma nic z bezpośredniości i nachalności, to kot arystokrata, indywidualista. Długo trwało, nim nawiązaliśmy przyjaźń, ale i teraz, gdy ma niemal czternaście lat, zachować potrafi dystans. Koty są piękne, przyjacielskie, a każdy, jak człowiek, ma inny charakter. Chyba będę musiał poświęcić im kiedyś osobny wpis. Czasem mi się wydaje, że bardziej na to zasługują, niż ludzie.