czwartek, 12 lutego 2015

Kindle – i życie znowu stało się nieco prostsze

 Kupiłem Kindle'a. Od lat pożerała mnie ciekawość, by go przetestować, bo lubię zarówno elektroniczne nowinki, jak i książki. Czy dla kogoś takiego jak ja, a nie jestem przecież odosobniony w swoich zamiłowaniach, wynaleziono kiedykolwiek gadżet bardziej wymarzony i pożądany? Oto w kieszonkowej wielkości urządzeniu, które mogę mieć zawsze przy sobie, mam setki książek, w których mogę przebierać i czytać kiedykolwiek mam na to ochotę!
A jednak z zakupem czekałem niemal dziesięć lat, obserwując, jak udoskonalają się czytniki elektronicznych książek i zwiększa ich funkcjonalność. Dlaczego tak długo? Powodem była nie tylko wysoka początkowo cena, przede wszystkim coś w głębi duszy mi podpowiadało, że to rodzaj zdrady. Prawdziwa książka, coś mi szeptało, to przecież papier, zapach drukarskiej farby, szelest przewracanych kartek i będąca sama w sobie dziełem sztuki okładka! Czy można się z nią rozwieść po dziesięcioleciach wzajemnej miłości? To tak, jakby porzucić żonę dla jej młodszych sióstr, tylko dlatego, że noszą modniejsze odzienie i więcej potrafią. Dlatego musiałem dojrzeć do tej decyzji. A może pokusa stała się zbyt silna? Bez względu na powód, zamówiłem Kindle'a i następnego dnia kurier przyniósł niewielką paczuszkę.
I co? Prawdę mówiąc... jestem zachwycony! Czas pokaże, czy to tylko chwilowe zauroczenie, czy miłość już dozgonna. A dlaczego tak mi się to podoba? Bo książka czytana na Kindle staje się mądra i użyteczna, można z nią zrobić wszystko, czego nie było można z wydaniem papierowym. A ponadto:
Jak już wspomniałem, całą posiadaną bibliotekę można mieć zawsze przy sobie, a gdy którejś książki zabraknie, czy jest się w domu, czy poza nim, w lesie czy w mieście, można ją ściągnąć z sieci, odpłatnie bądź za darmo (są takie miejsca, które udostępniają książki, dla których nie obowiązują już autorskie prawa majątkowe).
Można w tytułach dowolnie przebierać i czytać tę pozycję, na którą ma się akurat ochotę.
Cały księgozbiór mieści się w kieszeni, teczce bądź damskiej torebce, a tym samym nie zajmuje cennego miejsca na domowych półkach.
W każdej czytanej książę można podkreślić wybrane fragmenty, dopisać do nich notatki, usuwać je i modyfikować, a także dzielić się tymi opiniami z innymi bądź wykorzystywać do własnych celów jako cytaty w artykułach lub wypracowaniach (bezcenne dla recenzentów nauczycieli czy studentów). Każdy z tych fragmentów odnaleźć można w dowolnej chwili w ciągu kilku sekund.
Bez problemów wyszukać można zagubioną w czeluści tysięcy słów zapamiętaną frazę.
Potem można wstawiać zakładki w ulubionych miejscach i dzięki nim bez trudności odnaleźć je w dowolnej chwili.
Dowolnie powiększać można (lub pomniejszać) czcionkę, co pozwala czytać nawet gdy zapomni się o okularach (doceniają to osoby korzystające ze szkieł podczas czytania drukowanego tekstu).
Czytać można przy każdym natężeniu oświetlenia lub nawet jego braku. To nowinka wprowadzona w ostatnim czasie, bo, w przeciwieństwie do tabletów, czytniki e-booków nie korzystają z technologi emitującego światło ekranu LCD, który jest szkodliwy dla wzroku, tylko technologii e-ink. Ekran e-ink wprawdzie nie męczył oczu, bo „świecił” światłem odbitym (czyli inaczej mówiąc potrzebował zewnętrznego oświetlenia), ale to rozwiązanie miało tę wadę, że nie pozwalało czytać w półmroku czy ciemności. Zmieniło się to po zastosowaniu w ekranach e-ink podświetlenia LED. Docenią tę funkcję nie tylko dzieci, które w tajemnicy przed rodzicami przy świetle latarki czytały książki pod kołdrą, lecz także dorośli, ot choćby w podróży, bo wygaszone światła kolejowego przedziału już nie będą przeszkodą w lekturze.
Książki w postaci elektronicznej nie przyczyniają się do wycinania drzew i zanieczyszczania naturalnego środowiska podczas ich produkcji.
Wszystko to czyni czytnik e-booków znacznie bardziej przyjaznym, poręcznym i użytecznym narzędziem, niż klasyczny księgozbiór złożony z tradycyjnych książek, bo łączy w sobie obie te funkcje (księgozbioru i książki) jednocześnie przy nieporównanie mniejszym rozmiarze.
Elektroniczny czytnik i e-book mają tylko dwie wady: czytnik co jakiś czas, zazwyczaj co kilka dni, wymaga podłączenia do ładowarki, a elektronicznej książki nie można pożyczyć znajomemu (chyba że razem z czytnikiem, a tego miłośnik lektury nie uczyni).
A co z wyrzutami sumienia z powodu wspomnianej na wstępie „zdrady”? Nie odczuwam, bo w gruncie rzeczy książka to jej treść, a nie forma w jakiej się ją przekazuje. „Iliada” Homera czytana na moim Kindle'u dostarcza mi tych samych wzruszeń, co czytana na papierze, i jak sądzę jej autor też nie miałby nic przeciwko takiemu jej prezentowaniu, bo przecież był niewidomy (jeśli w ogóle istniał).

Dlaczego spośród tylu czytników wybrałem właśnie Kindle'a? A to już skutek podziwu, jaki odczuwam dla geniuszu Jeffa Bezosa, twórcy Amazona, bodaj pierwszej i do dziś największej księgarni internetowej.