czwartek, 26 listopada 2015

Zwycięstwo złej demokracji, czyli "Kości zostały rzucone"

 Zostały rzucone nocą rękoma PiS i sądzę, że nie najlepiej się stało, iż odbyło się to w sposób tak nagły, bez możliwości zastanowienia się nad skutkami. Niemniej nie rwałbym włosów z głowy i nie posunąłbym się do twierdzenia, iż ogranicza się demokrację, potrzeba na to mocniejszych argumentów, bo to co się stało było przecież manifestacją demokratycznie wybranej władzy większości. Jest to raczej wyraźny przykład na to, że upadają dobre obyczaje, co, niestety, zapoczątkowała Platforma Obywatelska jeszcze w poprzedniej kadencji, a teraz wszyscy obserwujemy tego konsekwencje. PiS w zasadzie jest tylko jej naśladowcą, chociaż znaczenie bardziej zdeterminowanym i posuwającej się chyba już poza granice obowiązującego prawa. Efekt jest taki, że autorytet Trybunału Konstytucyjnego został poważnie naruszony, podobnie jak po raz kolejny autorytet parlamentu polskiego, ale to już chyba nikogo nie dziwi.
Przyznam, że mocno zdegustowany jestem postawą polityków PiS. Nie jestem wprawdzie bezwarunkowym obrońcą prawa stanowionego, bo prawo piszą i stosują ludzie, a ci są omylni. Niemniej złe prawo zmieniać należy zgodnie z przyjętymi procedurami, a nie doraźnymi uchwałami sejmowej większości. Wiele z decyzji wydawanych przez Trybunał Konstytucyjny na przestrzeni ostatnich lat przyjąłem i ze zdumieniem, i z niezadowoleniem, ale jednak nie uważam tego za powód do pospiesznego majstrowania przy misternej konstrukcji systemu prawnego, bo to zazwyczaj kończy się powiększaniem chaosu, którego i tak w polskim ustawodawstwie nie brakuje.

Czekam, co będzie dalej. Jak zachowa się PiS? Czy po pierwszej napędzanej dotychczasową niemocą fali gniewu na PO nastąpi w jej szeregach uspokojenie, czy fala przerodzi się w sztorm? Wolałbym nie być świadkiem kolejnej męczącej wojny na górze, gdy wycina się wszystko, co pozostawili po sobie poprzednicy (bez względu na słuszność), zamiast poprawiać i budować.

środa, 25 listopada 2015

Polska złych obyczajów

 Polska jest krajem, w którym niezwykle trudno jest wyrażać swoje poglądy, jeśli nie wpisują się one w utarte szablony, gdyż natychmiast można być okrzykniętym zwolennikiem tej czy innej frakcji partyjnej. Jeśli nie od razu, to z czasem ktoś wydobyć może słowa z przeszłości i przypisać je do odpowiedniej półki, choć bez zgody ich autora i wbrew jego intencjom. Dlatego w zasadzie każdą wypowiedź powinno się rozpoczynać jasną deklaracją, choćby taką:
Dzisiejsza Polska jest nieporównywalnie lepsza od tej, w jakiej przyszło mi się wychowywać i dorastać, a przemiany jakie w niej zaszły po roku 1989 doprowadziły ją do pozycji i dobrobytu, jakiego nie dane jej było osiągnąć od przynajmniej trzystu lat, czyli czasów gdy władzę nad Najjaśniejszą Rzeczpospolitą sprawował król Jan III Sobieski. Podpisuję się obiema rękami pod wszystkimi procesami, jakie zapoczątkowały rozmowy okrągłego stołu. Ten kraj, w którym żyję dzisiaj, jest miejscem, o którym nie śmieliśmy nawet marzyć w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a który, jak sądzę, naszym rodzicom nawet się nie śnił.
I właśnie dlatego, że należę do pokolenia, które przyczyniło się do tych przemian, więc mam też czasem prawo wyrazić niezadowolenie z tych czy innych wydarzeń, bo przecież zawsze można zrobić coś lepiej, albo przynajmniej spróbować zrobić. Nie jestem i nie byłem oddanym zwolennikiem żadnej z partii, które dotąd sprawowały i sprawują władzę, krytykowałem to, co mi się w ich działaniach nie podobało, a chwaliłem te działania, które w mojej opinii prowadziły ku lepszemu. I taki mam nadzieję pozostanę, z własnymi poglądami i marzeniami. Choć nie jest łatwo przyglądać się bezstronni i z boku, gdy dzieją się wokół rzeczy smutne niepokojące.
Ostatnie tygodnie w Polsce nie napawają optymizmem. Mam wrażenie, że przyglądam się ponuremu i żenującemu spektaklowi, który przybrał na sile po ostatnich terrorystycznych zamachach. Mające miejsce we Wrocławiu i Gdańsku manifestacje antyimigracyjne nie miały nic wspólnego z rzeczową dyskusją na temat polityki Europy i Polski w sprawie napływających przybyszów. Można, o czym wcześniej pisałem, mieć wątpliwości co do tego, czy niekontrolowany napływ imigrantów będzie miał dobry wpływ na przyszłość Europy i czy wszyscy szturmujący europejskie granice należą do grona osób naprawdę wymagających wsparcia, nie wolno tego jednak przekształcać w ksenofobię i rasizm – płonąca na wrocławskim rynku kukła Żyda była tej ostatniej postawy smutnym i nieakceptowalnym przykładem. Bez względu na poglądy, na ocenę tej czy innej religii, a zwłaszcza bez względu na (co ma podczas takich manifestacji najbardziej istotne znaczenie) narodowość, europejską tradycją, której Polska zawsze była nie tylko częścią, ale i współtwórcą, jest udzielanie pomocy wszystkim tego naprawdę potrzebującym. Można się różnić skrajnie w poglądach, mieć inne pochodzenie oraz wyznawać inną wiarę, ale nad losem każdego potrzebującego wsparcia, a zwłaszcza każdego prześladowanego trzeba się pochylić. A wśród przybyszów przekraczających granice Europy znajdują się i tacy, kwestią do rozwiązania jest jedynie sposób, w jaki należy ich rozpoznać w całej masie innych żerujących na nieszczęściu naprawdę potrzebujących.
Zanim będę kontynuował wątek żenujących i smutnych wydarzeń w Polsce, znów przypomnieć wolę że nie jestem zwolennikiem żadnej z wiodących przez ostatnie lata na scenie politycznej partii, więc z równą pokorą przyjmę epitet (bo w ustach przeciwnika jest to zawsze epitet) platformersa czy pisowca, jeśli po kolejnych zdaniach ktoś zechce mnie nim obdarzyć. Otóż do szczególnie szkodliwych zachowań zaliczam, kolejno wymieniając:
  • zastosowanie wobec Mariusza Kamińskiego ułaskawienia przed ukończeniem pełnej procedury sądowej i odwoławczej;
  • pospiesznie wprowadzaną zmianę ustawy o wyborze członków Trybunału Konstytucyjnego;
  • przesadny protest obecnego ministra kultury w sprawie spektaklu „Śmierć i dziewczyna”.
Nie twierdzę, że w każdym z wymienionych przypadków nie było wcześniejszych nadużyć. Kolejno: ostatni wyrok w sprawie Mariusza Kamińskiego nie tylko był drastycznie wysoki, ale i sędzia pozwolił sobie na zdecydowanie nazbyt polityczną manifestację sentencji wyroku; w sprawie trybunału niespełna rok wcześniej Platforma Obywatelska ostentacyjnie nagięła prawo zmieniając ustawę w ten sposób, by zapewnić wybór kolejnych jego członków przed końcem kadencji sejmu w którym miała większość; wystawienie tak bardzo prowokacyjnej sztuki teatralnej za społeczne czyli budżetowe (zatem pobierane od wszystkich obywateli) pieniądze może budzić kontrowersje, bo zatrudnianie gwiazd porno na scenie, nie ukrywajmy, jest kontrowersyjne.
Wszystko to jednak przypomina wybijanie klina klinem. Im dalej, tym gorzej. Inaczej rzecz ujmując:
  • w sprawie Mariusza Kamińskiego dobre obyczaje powinny nakazywać wstrzymanie się z decyzją na ostateczne rozstrzygnięcie drogi sądowej, bo Pan Prezydent i tak miałby ostanie zdanie. Nieco cierpliwości nikomu jeszcze nie zaszkodziło;
  • zwalczanie złego obyczaju parlamentarnego wprowadzanego przewagą głosów, przez kolejną przewagę głosów (mowa o Trybunale Konstytucyjnym) prowadzi do zwyczaju podporządkowywaniu prawa rządzącej większości (aż się boję, co z tego może się narodzić, bo odkąd pamiętam, zawsze poglądami plasowałem się w mniejszości);
  • zabranianie wystawiania sztuki, czy zabranianie czegokolwiek, co nie jest explicite zakazane, jest ograniczaniem wolności (w tym wypadku cenzurą), a do tych zwyczajów nie wolno powracać – nikt nikogo nie zmusza przecież, by poszedł na przedstawienie, którego nie chce oglądać, a dorośli ludzie mają prawo o tym sami decydować.
Mam wrażenie, że w takim postrzeganiu świata jestem osamotniony. Najważniejsza była i jest dla mnie wolność. Sami powinniśmy wybierać, czego chcemy, a czego nie. Wolę dyskutować, uzgadniać, docierać stanowisko (jak czynili to posłowie na Sejm zanim zapanowało liberum veto), a nie decydować samodzielnie i stawiać innych przed faktami dokonanymi. Moi przyjaciele z przeszłości i obecni znajomi rozeszli się w różne strony, większość mocno jest zaangażowana po tej czy tamtej stronie sceny politycznej. Bywa, że nie podają sobie rąk i traktują wrogo. Tylko nieliczni jeszcze chcą rozmawiać, zastanawiać się, słuchać argumentów i próbować zrozumieć. A szkoda, dla Polski i dla nas. Przypominam bowiem, że autorytaryzm nie jest zarezerwowany dla jednostki, lecz również dla większości, stanowi wtedy największa pokusę, bo jest w istocie swojej narzucaniem woli siłą, nawet jeśli ta siła jest wynikiem demokratycznych wyborów. Dyktat większości potrafi przerodzić się w totalitaryzm, jeśli prwo podporządkowywać zacznie poglądom.