Ćwierć wieku minęło od chwili, gdy zaczęła się w Polsce, po
sierpniowych strajkach z 1988 roku, szansa na zmiany w skostniałym i
niewydolnym systemie komunistycznym. Choć tamte strajki nie
doprowadziły od razu do jednoznacznego zwycięstwa, zapoczątkowały
proces powolnej dekonstrukcji komunizmu. Chyba we wrześniu mecenas
Siła-Nowicki zaproponował gen. Kiszczakowi podjęcie rozmów z
opozycją, 30 listopada odbyła się słynna debata telewizyjna
między Lechem Wałęsą i Alfredem Miodowiczem, a w lutym 1989 roku
rozpoczęły się rozmowy okrągłego stołu, które doprowadziły do
pierwszych, częściowo wolnych wyborów. Niedługo potem premierem
Polski został pierwszy przedstawiciel opozycji, Tadeusz Mazowiecki,
a po kolejnych kilku miesiącach nadeszła długo oczekiwana wolność
i prawdziwie wolne wybory do Sejmu i Senatu.
Minęło ćwierć wieku od chwili, gdy Polska odzyskała
niepodległość, a jej mieszkańcy odzyskali prawa, którymi od
dawna cieszyły się kraje zachodniej Europy (i nie tylko), a jednak
najpowszechniej panującym obecnie wśród Polaków uczuciem jest...
rozczarowanie. Jak się okazało, wprowadzona dzięki odzyskanej
niepodległości demokracja nie rozwiązała problemów i daleka jest
od ideału, o jakim wówczas marzono. Co gorsza, uczucie to
podzielane jest przez ludzi o czasem zupełnie skrajnych poglądach,
podziela je i prawica, i lewica. Wyśniona wróżka, utęskniona
Wolność, mająca być remedium na wszelkie nieszczęścia PRL-u,
okazała się nie rozwiązaniem, a jedynie szansą, narzędziem,
które można wykorzystać na różne sposoby.
Trudno jest znaleźć pojęcie równie często definiowane przez
myślicieli, niż „wolność”. A jednak choć tak często była
opisywana, nadal pozostaje niejednoznaczna i rozmaicie rozumiana.
Zdawało by się, że to takie proste, bo każdy instynktownie czuje,
co to jest wolność. W każdej niemal definicji tworzonej przez
filozofów pojawia się stwierdzenie, że wolność to brak przymusu
i towarzysząca temu możliwości wyboru. Niby proste i zrozumiałe,
ale gdy wdajemy się w szczegóły, wszystko zaczyna się
komplikować. Dla Platona, którego zwykło się uważać za ojca
filozofii (Sokrates, którego był uczniem, nie zostawił po sobie
żadnych pism), wolność jest istnieniem dobra, w którym dusza, w
celu własnego doskonalenia, chce koniecznie uczestniczyć. Piękne i
wzniosłe, tylko jak z tego ulepić wzorzec, mogący być dobrym
drogowskazem w codziennym życiu, tym bardziej, że nie każdy wierzy
w istnienie duszy?
Im bardziej wgłębiać się w ten temat, tym więcej pojawia się i
wątków, i wątpliwości. Politycy lubią opowiadać o wolności
słowa, wolności wyboru, wolności wyznania i wolności
podejmowanych działań gospodarczych, które są przyrodzonymi
dążeniami człowieka. Ale już Erich Fromm zarzucił kłam
stwierdzeniu, że każdy człowiek w sposób naturalny ma skłonność
do poszukiwania wolności i sformułował tezę o tendencji do
uciekania od niej. Wiele osób (być może przeważająca większość),
nawet tych publicznie apologizujących pojęcie wolności, w gruncie
rzeczy ucieka od niej, gdyż wolność wiąże się z
odpowiedzialnością. Wolność zmusza nas do zatroszczenia się o
siebie, rodzinę i własną przyszłość, bo nie możemy oczekiwać,
że ktoś to zrobi za nas. Nie każdemu to odpowiada. Sartre pisał
nawet o „skazaniu na wolność” (która przysparzała mu
niezliczonych cierpień). Czym zatem jest wolność? Dramatem czy
błogosławieństwem?
Dziś działacze związkowi, a nawet niezrzeszani pracownicy, głoszą
poglądy, że to państwo powinno zapewnić im zatrudnienie, godziwy
zarobek i godziwą emeryturę. Czyż nie jest to ucieczką od
wolności? Równie często podobne opinie wygłaszają
przedsiębiorcy. Ludzie tego pokroju uważają, że państwo powinno
zadbać o zapewnienie zbytu dla ich produkcji i właściwe ceny
sprzedaży. Wolność rozumieją specyficznie, chcą decydować o
własnych czynach, ale odpowiedzialność za nie, za konsekwencje
własnych wyborów, jeśli okażą się nietrafione, obarczać
chcieliby innych – najlepiej państwo. A przecież, jak pisał
jeden z największych piewców wolności czasów współczesnych,
August von Hayek,: „Wolność oznacza nie tylko, że człowiek ma
zarówno możliwość wyboru, jak i niesie jego brzemię; oznacza
także, że musi on ponosić konsekwencje swoich czynów, otrzymywać
za nie pochwały lub spotykać się z potępieniem. Wolność i
odpowiedzialność są nierozdzielne” (Konstytucja wolności).
Dopiero dziś dostrzegam, jak różnie rozumieliśmy wolność w
latach osiemdziesiątych, gdy była ona tylko marzeniem. W zasadzie
to nawet nie staraliśmy się jej zrozumieć, tylko w nią
wierzyliśmy i dlatego dziesięć milionów ludzi zjednoczonych pod
sztandarem „Solidarności” zdołało w końcu zdemontować ustrój
komunistyczny nie tylko w Polsce, ale i w całej środkowej i
wschodniej Europie. Upadek komunizmu przyniósł jednak
niespodziewane skutki już w latach dziewięćdziesiątych,
doprowadzając do podziałów i wzajemnej niechęci wśród dawnych
opozycjonistów. Nie może dziwić, że monolit tamtego ruchu
społecznego uległ rozpadowi, to proces naturalny gdy ludzi dzielą
poglądy a wspólny nieprzyjaciel został pokonany. Gorsze jest to,
że podziałom tym towarzyszyła rodząca się wzajemna nienawiść i
pogarda, których dzisiaj nic nie jest w stanie wyleczyć. To chyba
tylko pragnienie sięgnięcia po władzę potrafi doprowadzać ludzi
do takiego stanu – wzajemny szacunek istniał tak długo, jak długo
władza była nieosiągalna. A teraz każda z partii, ugrupowań,
frakcji i frakcyjek podpiera się dobrem społeczeństwa, któremu
tylko ona potrafi właściwie służyć.
W 25 rocznicę wydarzeń z 2008 roku, choć wiem, że to gest bez
jakiegokolwiek znaczenia, chciałbym oświadczyć, że czuję się
cząstką tego społeczeństwa, ale żadnej z partii, ugrupowań czy
związków nie udzielam prawa do wypowiadania się w moim imieniu ani
troszczenia się o moje dobro. A jeśli miałbym dla siebie
zdefiniować pojęcie wolności, które odpowiadałoby dzisiejszym
czasom, to określiłbym je, jako prawo do tego, by nie nienawidzić
ludzi bez względu na ich przeszłość, wyrażane poglądy i
dokonywane działania. To ja i tylko ja decyduję o tym, kogo mam
szanować, lubić i z kim spotykać – tego wyboru nikt mi nie
odbierze, nawet w imię najchwalebniejszych ideologii. Więc nie
pytajmy każdego kolejnego rządu, co mógłby dla nas zrobić,
lepiej poprośmy, by tego nie robił!