Jeśli mi czegoś tak naprawdę obecnie brakuje,
to ciszy. Gdy nasi odlegli przodkowie w nielicznych grupach
prowadzili wędrowny tryb życia, a nawet potem, gdy zaczęli się
osiedlać, hodować zwierzęta i uprawiać rośliny, jedyne dźwięk
których mogli się lękać i które odrywały od codziennych zajęć
były związane z przyrodą, nadchodziły wraz z burzą bądź innymi
podobnymi zjawiskami natury. W miarę jednak jak człowiek gromadził
się w większych skupiskach, uczył się wykorzystywać środowisko
i budować coraz bardziej skomplikowane maszyny, hałas zaczął
narastać. A gdy pojawiła się maszyna parowa, silnik spalinowy,
pociągi, samochody, głośniki i wzmacniacze, radio i telewizja,
hałas stał się w miastach wszechobecny, niepokoił, zamęczał,
budził tęsknotę za najbardziej deficytowym z towarów w wielkich
aglomeracjach – ciszą.
Nie tylko jednak ten hałas zamęcza, nie mniej
agresywny jest ten, który pojawił się wraz z wynalazkiem
Gutenberga i plotkarzami, którzy dzięki niemu stali się
dziennikarzami i zaczęli zasypywać świat informacjami, czasem
ważnymi, czasem zabawnymi, ale zazwyczaj zupełnie nieistotnymi.
Gazety i czasopisma to było jednak dopiero
preludium, prawdziwa rewolucja informacyjna rozpoczęła się z
chwilą, gdy świat oplotły najpierw fale radiowe, a potem sieć
Internetu. Dziś każdego dnia bombardowani jesteśmy hałasem
dźwiękowym i wizualnym, w domu, na ulicy i w miejscu pracy.
Dlatego od jakiegoś czasu zacząłem od niego
uciekać i przynajmniej w weekendy, gdy tylko jest taka możliwość,
biorę urlop od hałasu. Wyjeżdżam, nie oglądam telewizji i nie
otwieram komputera. Czasem, jeśli jest tak możliwość, na kilka
dni, częściej jednak na kilka godzin. Do lasu, na plażę, a jeśli
się uda, na dłuższą wycieczkę poza Trójmiasto. Tam szumią
drzewa i słychać śpiew ptaków, a nie dźwięki powtarzających
się reklam czy newsów. Gdy jest ciepło, kładę się na trawie i
nucę za Grzegorzem Turnauem: „A ja czekam, i czekam, i czekam,
ciszę wplatam we włosy i na palce nawlekam”. I jest dobrze,
tylko... prędzej czy później cisza zaczyna mnie nudzić.
Uświadamiam sobie, że stałem się zwierzęciem cywilizacyjnym, bez
hałasu żyć nie mogę, mogę już tylko od niego uciekać i do
niego wracać, miotać się między hałasem i ciszą, stęskniony
tak za jednym, jak i za drugim. I chyba już zawsze będę skazany na
te ciągłe zmiany, bo „Między ciszą a ciszą, sprawy się
kołyszą, i idą, i płyną, póki nie przeminą”.