Być może jesteśmy, przynajmniej na pewien czas, świadkami końca
dominacji Donalda Tuska w polskiej polityce. Gdy siedem lat temu
obejmował stanowisko premiera, uważany był, zresztą za własnym
życzeniem, za liberała, zwolennika decentralizacji i ograniczania
roli państwa. Po siedmiu latach sprawowania urzędu odchodzi
postrzegany raczej jako socjalista i afirmant silnej władzy
centralnej. Siedem lat, bez względu na to czy były tłuste (zdaniem
PO), czy chude (zdaniem PiS i pozostałych partii opozycyjnych),
odmieniły Tuska nie do poznania. Pytanie, które zadaję sobie nie
tylko ja, ale i wielu innych Polaków, brzmi: czy to władza
odmieniła Donalda Tuska, czy wcześniejsze głoszenie liberalnych
poglądów było tylko swoistym politycznym kamuflażem, mającym
prowadzić do zajmowania ważnego miejsca w polityce? Chyba tylko on
jeden zna odpowiedź. Bez względu na to, jak było naprawdę (a wolę
myśleć, że to władza zmieniła ideowca w zręcznego manipulatora)
faktem jest, że Donald, którego poznałem na początku lat
osiemdziesiątych, już nie istnieje. Żałuję, ale przywykłem do
tego, że zmienia się i świat, i ludzie.
Platforma prawdopodobnie przegra najbliższe wybory samorządowe, a
za rok także parlamentarne, ale nie sądzę, by politycy PiS po
objęciu władzy cokolwiek istotnego zmienili. Mam wrażenie, że
poza krytyką i patriotyczną retoryką, niewiele już w tej chwili
różnią się od PO. Jarosław Kaczyński także lubi sterować
wszystkim samodzielnie, a w jego ustach hasło „Polska solidarna”
jest synonimem Polski socjalistycznej, w którym jedna część
społeczeństwa płaci za drugą.
W gruncie rzeczy wszystkie liczące się ugrupowania kochają
centralizm i odwoływanie się do patriotyzmu i ojczyzny. „Polska
Jest Najważniejsza”, „Solidarna Polska”, Polska Razem”, to
tylko przykłady haseł, które zamieniają się w nazwy partii. A
dla mnie, proszę mi wybaczyć, nie Polska jest najważniejsza, tylko
jej mieszkańcy. Bo państwo wtedy jest ważne, gdy wszystkim
obywatelom, a nie odwrotnie. A służenie ludziom nie polega na
obciążaniu ich kolejnymi podatkami. Dla mądrych przywódców to
budżety rodzin, nie budżet państwa, powinny stanowić
najważniejszy cel. A dobrzy obywatele szanują ojczyznę, bo dba o
to, co kochają, a nie poucza, co powinni kochać.
Mam obawy, że rozstanie Polski z Tuskiem i Platformą jako partią
rządzącą, niewiele zmieni z punktu widzenia przeciętnego jej
mieszkańca, nie zlikwiduje zmory kolejek do lekarzy specjalistów i
czasu oczekiwania na zabiegi, nie zwiększy dochodów polskich
rodzin, ani znacząco nie zmniejszy bezrobocia. Tego nie można
uczynić bez głębokiej zmiany polityki gospodarczej, a nawet wtedy
nie nastąpi to od razu.
Nie ma zatem powodu się przejmować, po prostu nadal należy robić
swoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz