czwartek, 8 stycznia 2015

Pożegnanie z Pisarzem

 Odszedł Tadeusz Konwicki, jak dowiedziałem się dzisiaj rano i muszę przyznać, była to wyjątkowo poruszająca wiadomość. Dla mnie, a sądzę, że także dla znacznej części mojego pokolenia, Tadeusz Konwicki był pisarzem najważniejszym, był polskim Orwellem i Huxleyem w jednym, tyle że, w przeciwieństwie do nich, żyjącym w ustroju, który opisywał. Pierwszym jego dziełem, które przeczytałem, była wydana w drugim obiegu „Mała Apokalipsa”, która wstrząsnęła mną bardzo głęboko, bo opisywała przerażającą rzeczywistość, która nas otaczała; wskazywała na konieczność buntu przeciwko przemocy i zniewoleniu, ale jednocześnie ostrzegała, że ma to znaczenie wyłącznie symboliczne.
Po tej lekturze zapragnąłem dowiedzieć się więcej o pisarzu, który potrafił tworzyć tak niezwykłe i odważne dzieła i w ten sposób rozpoczęła się moja, w zasadzie trwająca do dziś przygoda z twórczością Konwickiego, pisarstwem, filmami i biografią.
Piszę te słowa rano, przed rozpoczęciem pracy, więc czas nie pozwala mi na opisanie tej trwającej od lat przygody z dziełami Konwickiego, ale warto podkreślić, że był on jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną postacią polskiego życia kulturalnego, który z niespotykaną klasą potrafił rozliczyć się ze swojego „romansu” z komunizmem. Błądzić jest rzeczą ludzką, ale prawdziwą wielkość widać po sposobie rozliczania się z taką przeszłością. Konwicki nigdy nie udawał, jak wielu innych znanych „autorytetów:, że nic się nie stało. Przejście na drugą, teraz już właściwą stronę opłacił wielkim wstrząsem i chyba do końca życia nie potrafił sobie tego wybaczyć. W jednym z wywiadów powiedział o tamtym zamroczeniu ideologią komunizmu: „Nie tylko nic nie zyskałem, ale i straciłem. Mogę na to przytoczyć dowód: pięć moich nieudałych, wadliwych, ułomnych i chorych książek to właśnie straty spowodowane moim lekkomyślnym przyłączeniem się do marksizmu”.
„Mała Apokalipsa”, „Wniebowstąpienie” (nikt nie potrafi zrozumieć, jak tę książkę przepuściła cenzura), „Kalendarz i klepsydra”, „Nowy Świat i okolice”, „wschody i zachody księżyca”, to książki, które towarzyszyły mi w latach '80 niemal codziennie, ale poza prozą, zostawił jeszcze filmy, z których najgłębiej utkwił mi w pamięci „Ostatni dzień lata”.

Bez wątpienia odszedł jeden z najważniejszych pisarzy tworzących po II wojnie.