O tej porze roku właściciel gospody „Pod nowym dzbanem”
stojącej nad jeziorem Wannsee nieopodal Poczdamu cieszył się z
każdego przybywającego gościa. Z tym większą radością
przywitał parę młodych ludzi, którzy przybyli 20 listopada i
zamówili dwa pokoje. Przez całą noc nie gasło w nich światło.
Następnego dnia uraczyli się lekkim śniadania składającym się z
bulionu i kawy. Potem wyszli przed gospodę i dzielili się
wrażeniami o urokach okolicy. Następnie poprosili żonę
gospodarza, by zechciano im podać kawę na polanie widocznej na
przeciwległym brzegu jeziora. Uczyniono zadość ich prośbie i
dostarczono na polanę stolik, krzesła, dzbanek kawy i dwie
filiżanki. Byli spokojni a nawet radośni, śmiali się, żartowali
i ciskali kamienie do wody. Potem służąca usłyszała dwa
starzały. Gdy wróciła na polanę, oboje już nie żyli. Tak
właśnie 21 listopada 1811 roku Henrich von Kleist oraz jego
przyjaciółka, Adolfina Henrietta Vogel, dokonali aktu jednego z
najbardziej spektakularnych samobójstw w historii.
Henrich von Kleist był poetą i pisarzem, tworzył sztuki teatralne,
pisał eseje i nowele, ale nie stronił też od filozofii, którą
przemycał w swoich utworach. Dziś uznaje się go za jednego z
najwybitniejszych niemieckich autorów, wówczas jednak, gdy wraz z
Henriettą Vogel popijali kawę nad brzegiem Kleiner Wannasee, jego
twórczość nie cieszyła się zainteresowaniem, choć nie to było
powodem decyzji o odebraniu życia przyjaciółce i sobie (najpierw
strzelił jej w serce, potem sobie w usta). Jego głównym problemem
była konieczność wybierania między oczekiwaniami bliskich, a
własnymi potrzebami i zamiłowaniem do pisania, co prowadziło do
wewnętrznych konfliktów, z którymi sobie nie radził. W chwili
śmierci miał zaledwie trzydzieści jeden lat, a w swoim życiu
zdążył już być oficerem pruskiej armii, studentem matematyki,
urzędnikiem w dwóch ministerstwach, wydawcą i redaktorem, a nawet
więźniem cesarstwa Francji (podejrzenia o szpiegostwo). Wszystko to
czynił jednak wbrew sobie (poza pracą redaktora), tęsknił za
pisaniem i wolnością, nigdzie nie potrafił ani zaznać spokoju,
ani porzucić marzeń. Miotał się między wymaganiami stawianymi mu
przez rodzinę narzeczonej, Wilhelminy von Zeuge (zaręczył się w
1800 roku), a swoimi marzeniami. Dla jej ojca, generała, a także
pozostałej części ich rodziny, marzenia Henricha o pisaniu były
niedorzecznością, tylko urzędowe stanowisko mogło być podstawą
stabilizacji.
Heinrich próbował się dostosować, ale nie trwało to długo, nie
był w stanie żyć wbrew sobie. Rozpoczął podróżowanie po
Europie, odwiedził Paryż, Szwajcarię, w Weimarze odwiedził
Goethego i Schillera, spędził nieco czasu w
Königsbergu
(znów jako urzędnik) i Pradze.
Nie potrafił znaleźć sobie miejsca targany sprzecznymi uczuciami.
To było męczące, przygnębiało i kazało zastanawiać się nad
istotą życia i spokojem sumienia, której próżno poszukiwał. W
rezultacie wolał umrzeć, niż żyć tak nadal. Jedyną osobą,
która zdawała się go rozumieć, była Henrietta, która
towarzyszyła mu do końca, a nawet dalej.
Jednym z ostatnich tekstów, które napisał, był esej „Teatr
marionetek”. W powszechnym mniemaniu kukiełka na sznurkach
pociąganych przez kogoś innego jest przykładem zniewolenia –
pozbawiona wyboru musi wykonywać ruchy narzucane przez innych.
Henrich von Kleist spojrzał jednak na sytuację marionetki inaczej i
postawił zaskakującą tezę, że posiada więcej wdzięku niż
jakikolwiek tancerz. Z tego powodu, że sama nie kieruje własnymi
ruchami, a jedynie, dzięki wysiłkowi marionetkarza, odtwarza
odwieczną naturę świata podporządkowując się grawitacji. Ten
stan doskonałości jest możliwy tylko wtedy, gdy, jak konkluduje
von Kleist, nie posiada się świadomości w ogóle, lub „posiada
się świadomość nieskończoną, a zatem jest się albo mechaniczną
zabawką, albo Bogiem”. Zdaniem von Kleista, ludzkość utraciła
ten wdzięk (czyli stan łaski) w chwili, gdy świadomie skosztowała
owocu z drzewa poznania – odtąd skazana jest na niedoskonałość
tak ciała, jak i duszy. Co gorsza, nic tego nie jest w stanie
zmienić, bo by stan łaski przywrócić, konieczne byłoby ponowne
zjedzenie owocu drzewa wiedzy. Ale raj został zamknięty i ludzkość
bezowocnie błąka się po tym świecie szukając tylnego doń
wejścia.
Ten esej Heinricha von Kleista (tytuł oryginalny: Über das
Marionettentheater) przywołał na wstępie swej wydanej w 2015
roku książki John N. Gray, angielski filozof i politolog znany w
Polsce przede wszystkim z książek dotyczących liberalizmu. I
nawiązując do von Kleista, nadał jej tytuł The Soul of the
Marionette. A Short Inquiry into Human Freedom (Dusza marionetki.
Krótkie dochodzenie w sprawie ludzkiej wolności). Gray już na
początku swego „śledztwa” stwierdza, że Heinrich von Kleist w
swym eseju stawia przewrotną tezę, iż „lalki reprezentują
rodzaj wolności, którego ludzkie istoty nie będą w stanie nigdy
osiągnąć”.
Nie jestem do końca przekonany, czy dokładnie to von Kleist wyrażał
w swym opowiadaniu, ale i tak od września ubiegłego roku, gdy
trafiła mi w ręce książka Graya, nie mogę uwolnić od niej
myśli. Autor Duszy marionetki nie tylko zmusił mnie do
przeczytania eseju von Kleista, który wcześniej znałem tylko z
nawiązań bądź cytatów, ale też zapędził ponownie w przestrzeń
rozważań o wolności i zmusił do innego jej postrzegania. Dawno
się nad tym nie zastanawiałem, nie dlatego, bym w zadufaniu uważał,
że wolność przestała kryć przede mną tajemnice, ale dlatego, że
sądziłem, iż poznałem jej podstawowe zasady, a reszta to już
tylko zadanie dla filozofów. Gray zmienił to moje nastawienie.
Prawdę mówiąc, chyba czekałem na ten impuls, bo po 1989 roku, gdy
pod postacią częściowo wolnych wyborów parlamentarnych zawitała
do Polski pierwsza jaskółka nadchodzącej niepodległości,
zacząłem przyglądać się rzeczywistości z odmiennej, wkrótce
całkowicie niepodległej perspektywy i, ku swemu zaskoczeniu
zauważyłem, że większość Polaków (jak się miałem przekonać,
również przedstawicieli innych narodów), zupełnie inaczej
odnajdywało się w kraju uwolnionym od komunizmu. W swej naiwności
przekonany byłem, że stęsknieni za długo oczekiwaną wolnością,
zechcą wziąć swój los we własne ręce, zdecydują się samemu o
sobie decydować, ponosić ryzyko i odpowiedzialność za własne
decyzje.
Nic bardziej mylnego. Choć było to dla mnie niezrozumiałe,
większość zatrzymała się na werbalnej pochwale wolności, a w
codziennym życiu chętnie z niej rezygnowała. Ta ucieczka od
wolności okazała się niemal powszechna – nawet ludzie, którzy
niedawno ryzykowali osobistą wolność a nawet życie w celu jej
odzyskania, chętnie oddawali los w cudze ręce w zamian za pewność
zaspokojenia życiowych potrzeb. Nie chcieli ryzyka, rozstrzygania
wątpliwości ani wyboru, przeciwnie – oddawali wolność za
bezpieczeństwo; szanse na lepszy los, za zaspokojenie podstawowych
potrzeb.
Nie byłem pierwszym zdziwionym. Swego czasu w bajce Mickiewicza
chudy wilk zachwycony sadełkiem „Brysia jegomości” już marzył
o pańskiej służbie, gdy dostrzegł na jego szyi ślad po obroży i
natychmiast zrezygnował z tego pomysłu, ku zdziwieniu tłustego
psiska, który wszak tylko musiał:
Przybycie
gości szczekaniem głosić,
Na dziada warknąć, żyda
potarmosić,
Panom pochlebiać ukłonem,
Sługom wachlować
ogonem.
A za toż, bracie, niczego nie braknie:
Od panów,
paniątek, dziewek,
Okruszyn, kostek, polewek,
Słowem, czego
dusza łaknie.
Wilk nie dał się namówić, w las czmychnął czym prędzej, wyżej
ceniąc sobie swobodę od dobrobytu. Ale, jak dziś wiadomo, wilków
już nieliczne ostały się watahy, gdy usłużnych psów pełno
wszędzie.
Tyle bajka, którą traktowałem jako rodzaj żartu, a która żartem
nie była, tylko wnikliwą obserwacją. Okazuje się, że wolność
pojmować można na różne sposoby, a jedną z nich jest ucieczka od
niej. Milton Friedman, laureat Nobla w dziedzinie ekonomii, napisał
książkę o wolności wyboru i taki jej nadał tytuł. Wolność
wyboru stanowiła dla niego wartość największą, a ja podzielałem
(i podzielam) jego opinię. Okazuje się jednak, że niektórzy czują
się wolni dopiero wtedy, gdy nie muszą wybierać. Innymi słowy,
wybierają wolność od wolności. Właśnie w ten sposób esej von
Kleista interpretuje John Gray. W jego opinii niemiecki pisarz
uważał, iż marionetka, mechaniczny przedmiot z drewna i materiału,
może być bardziej wolna od ludzkiej istoty. Przekonuje, że
„automatyzm lalki daleki jest od stanu niewoli”.
Jeśli von Kleist zmęczony był koniecznością nieustanego
podejmowania decyzji i związanymi z tym konfliktami sumienia,
inaczej rzecz ujmując, zmęczony był wolnością i to stało się
powodem jego samobójstwa, być może w napisanym niedługo przed
śmiercią eseju właśnie to miał na myśli – zazdrościł
marionetkom, że nie muszą o niczym decydować. Jest to w istocie
rodzaj stanu pożądany przez wiele osób od zarania dziejów: w
zamian za służenie innym, pozwala się im dbać o swoje potrzeby i
im pozostawia podejmowanie decyzji. Zdejmuje to z własnych barków
zmartwienia i pozwala żyć w błogości beztroski. Na przestrzeni
wieków zmieniali się tylko mecenasi poddanych, bywali nimi
królowie, arystokraci i szlachta, obecnie najczęściej jest nim
socjalne (by nie powiedzieć socjalistyczne) państwo. Państwowym
strukturom współcześni obywatele najchętniej powierzają troskę
o siebie: państwo zapewnić ma im pracę, odpowiedni poziom życia
(czyli zarobki), bezpłatną (czyli opłacaną przez innych) opiekę
zdrowotną, a potem wypłacać emeryturę.
Czy tak właśnie należy interpretować wspomnianą wolność
marionetek? Nie do końca. Marionetka nie wybiera swego stanu, jest
przedmiotem sterowanym przez innych. „Taki stan byłby nie od
zniesienia – pisze John Gray – gdyby nie fakt, że kukiełka jest
obiektem nieożywionym (inanimate object). By odczuwać brak
wolności, musi istnieć byt posiadający samoświadomość. Ale
kukiełka jest rzeczą z drewna i materiału, ludzkim artefaktem bez
uczuć i świadomości. Kukiełka nie ma duszy. W konsekwencji nie
może wiedzieć, że nie jest wolna”.
Wynika z tego, że różnica między człowiekiem podporządkowującym
swój los innym (pojedynczemu człowiekowi, grupie ludzi bądź
instytucji) a marionetką polega na tym, że samemu podejmuje się
decyzję dobrowolnego wyrzeczenia się wolności oraz świadomości,
że można z tego wyrzeczenia zrezygnować i znów stać się wolnym
(przynajmniej w teorii, bo nie zawsze się to udaje), gdy marionetka
nie może tego uczynić. Zdaniem Graya, dla von Kleista nie jest to
jednak przewaga, raczej właśnie powód do rozterek, niepokoju, a
wolność powinna polegać na osiąganiu stany ducha wolnego od lęków
i wątpliwości.
Ale nie tylko dla von Kleista. Gray przypomina, że mistycy zawsze
uważali, iż świadomość jest przeszkodą w osiąganiu wolności.
Dla nich wolność jest stanem wewnętrznym, gdzie świadomość
przekracza zwykłe ograniczenia. Mnie osobiście jednak wolność
osiągana przez mistyczne medytacje nie interesuje, nie mam ochoty
szukać kontemplacyjnego spokoju ducha, a żyć normalnie w
otaczającym mnie świecie. Moja wolność, a także wolność
większości mieszkańców tego globu, umiejscowiona jest w ludzkim
społeczeństwie i jego wzajemnych relacjach. Gray o tym też wie,
pisze, że istnieją rożne pojęcia czy rodzaje wolności. Dla
większości ludzi wolność jest „brakiem stwarzanych przez ludzi
przeszkód w uczynieniu tego, co chcemy zrobić”. Inaczej u von
Kleista i podzielających jego poglądy, dla nich wolność nie jest
brakiem przeszkód w czynieniu tego, czego się pragnie, a „stanem
ducha, w którym konflikt został zupełnie wyeliminowany”.
Joseph Gray przypomina, że w starożytności stoiccy filozofowie
twierdzili, że niewolnik jest bliższy wolności, niż rozdzierany
rozterkami jego właściciel. Dodaje, że wyznawcy monoteizmu także
wierzą, że podporządkowanie się woli Boga umożliwia osiągnięcie
wolności. Dla nich wolności nie ma dawać możliwość wyboru, a
przeciwnie, uwolnienie się od konieczności wybierania.
I to jest dla mnie najistotniejsze spostrzeżenie wyjaśniające
zachowanie większości ludzi w społeczeństwie i ich zamiłowanie
do pokładaniu wszystkich oczekiwań w państwowych strukturach. Jest
taka, stanowiąca większość społeczeństwa grupa ludzi, która
decyzji podejmować nie chce, ciąży jej to, szuka wolności od
wyboru i powierza go innym, czasem Bogu, czasem państwu, często
obojgu jednocześnie.
Istnieje też druga grupa ludzi, która przed potrzebą wolności
stawia inne potrzeby, przede wszystkim materialne, niezbędne do
życia, ot choćby jedzenie i mieszkanie. Dla nich nie jest istotne,
kto panuje i jak sprawuje rządy, byle zaspokajał te potrzeby.
Podobnie jest z tymi, i oni stanowią trzecią, choć mniej liczną
grupę, którzy wolności poszukują w wewnętrznym stanie ducha, ale
dla nich też nie ma znaczenia forma sprawowania rządów, akceptują
tak demokrację, jak i autokrację, liberalizm i autorytaryzm.
Akceptują ją tak długo, jak długo nie przeszkadza im w
pielęgnowaniu swojej wewnętrznej drogi.
Tym samym istnieją trzy grupy ludzi, dla których wolność
(rozumiana jako możliwość dokonywania wyboru) nie jest pożądana:
pierwsza – pragnąca się uwolnić od wewnętrzny konfliktów
związanych z wyborem (których przedstawicielem był zdaniem Graya
von Kleist); druga – odstępująca możliwość wyboru innym w
zamian za dostatki (klienci państwa opiekuńczego); oraz trzecia –
mistycy, którzy szukają spokoju w medytacji i których nie
interesuje doczesność. Gdy w państwie większość stanowią te
trzy grupy, rodzi się socjalizm i otwierają drzwi dla państwowego
centralizmu. Jak pokazuje historia i współczesne czasy – ci,
którzy opowiadają się za samodzielnym wyborem i chcą ponosić
tego konsekwencje, stanowią zazwyczaj mniejszość.
Nie uda się, bo nigdy i nikomu się nie udało, przekonać ludzi do
wolnego wyboru, tej jedynej i prawdziwej, nie tylko moim zdaniem,
formy wolności. Zrozumiałem to po lekturze von Kleista i Graya i
nie liczę już na zmianę. Pozostaje mi przyzwyczaić się do myśli,
że będziemy w mniejszości, i do tego, że przyszłość świata to
socjalizm. Wierzę jednak, że choć będzie nas niewielu, będziemy
przypominać o prawdziwej wolności.
Choć nie chciałem napisać recenzji ani książki Johna Nicolasa
Graya (nadal na język polski nie przetłumaczonej i nie wydanej),
ani tym bardziej eseju Heinricha von Kleista, obie prace polecam.
Zważywszy, że Teatr marionetek jest lepiej znany, tym
bardziej warto zerknąć w Duszę marionetki Graya, który od
rozważa na temat pracy von Kleista zaczyna, ale na niej nie
poprzestaje. Można u niego znaleźć odniesienia nawet do
pochodzących z Polski autorów: Bruno Schultza i Stanisława Lema,
co czyni jego książkę jeszcze ciekawszą dla polskiego czytelnika.