poniedziałek, 13 października 2014

Piłkarski stan euforyczny

Co jakiś czas dopada nas, Polaków, histeria niemal zbiorowa, która każe wyolbrzymiać nam rzeczy pospolite, dobre i złe ale jednak drobne, w rodzaj narodowego dramatu charakteryzującego się albo wybuchem euforii, albo głębokiej depresji. Tym razem powodem do tego stał się mecz z reprezentacją Niemiec. Nic to, że polska drużyna dopiero po raz pierwszy w historii zwyciężyła Niemcy, nic to, że przez zdecydowaną większość meczu tylko się broniła przed utratą bramki, nic to, że Niemcy mieli znacznie więcej okazji do zdobycia gola, a wszystko, czego im brakowało do zwycięstwa, to odrobina szczęścia, które tym razem dopisało Polakom – wszystko to furda! Portale, telewizyjne stacje i czasopisma rozpisywać się zaczęły o wiekopomnej chwale Polaków.
Cieszę się z naszego zwycięstwa, bo też na nie czekałem, ale mimo wszystko chciałbym przypomnieć, że to dopiero drugi z meczów rozegranych w eliminacjach do mistrzostw Europy i choć zwycięska bitwa cieszy, to nie oznacza ona wygranej wojny (choć chciałbym, by była jej początkiem), i że dla Niemców to drobny „wypadek przy pracy”, który w skali ich sukcesów i nieustannej obecności na mistrzostwach i świata, i Europy, jest tylko drobną niedogodnością. Cieszyć się oczywiście należy, ale nie przesadzać, bo tym boleśniejsze może być potem rozczarowanie. Bo, tak naprawdę, wielką drużyną piłkarską jest nadal reprezentacja Niemiec, a nie nasza drużyna narodowa, i ich ostatnia porażka z Polską nie zmieniła tu niczego.
Choć tematyka jest inna, warto przypomnieć, że Arthur Wellesley, bardziej znany jako książę Wellington, utrwalił się z w historii jako zwycięzca spod Waterloo dlatego, że pokonał wojsko największego z dowódców ówczesnej Europy, ale była to ostatnia bitwa Napoleona, a nie drobna potyczka. Waterloo może się przytrafić największym, czego dowodem była ostatnia piłkarska klęska Brazylii właśnie na Mistrzostwach Świata organizowanych w ich własnym kraju, ale na razie nic nie wskazuje na to, by miało się to przydarzyć Niemcom.

Dlatego mimo wszystko zalecam większą powściągliwość. Nie tylko w dziedzinie piłki nożnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz