W każdym okresie życia towarzyszą nam ludzie ważni. Ważni nie
dlatego, że znani powszechnie, ale po prostu ważni dla nas. Nie
chodzi o rodziców, rodzeństwo czy najbliższą rodzinę, tylko o
to, co znaczą ci ludzie wokół, zupełnie niespokrewnieni. Od
szkoły podstawowej, a może od przedszkola nawet, spędzamy z nimi
mnóstwo czasu i wydaje nam się, że nie potrafimy bez nich żyć. A
potem następuje coś, co zrywa te więzi. Rozchodzimy się, bo ktoś
wybiera inną szkołę, pracę, przeprowadza się i znajduje inne
grono przyjaciół.
Ten proces nie jest gwałtowny, następuje powoli. Rozchodzimy się
do innych szkół czy przedsiębiorstw, ale jeszcze przez jakiś czas
utrzymujemy kontakty, bo jakże to miałoby być inaczej? Byliśmy
przyjaciółmi na śmierć i życie!
Ale kontakty stają się coraz rzadsze, coraz rzadziej myślimy o
koleżankach, kolegach,z którymi spędzaliśmy jeszcze niedawno
ogrom czasu, które. Drogi się rozchodzą, w nowym środowisku i z
nowymi ludźmi czujemy się lepiej, więcej nas łączy. I nagle
uświadamiamy sobie, że nie widzieliśmy się z dawnymi przyjaciółmi
już od miesięcy i nasz świat wcale się nie zawalił.
Siłą rzeczy porzucamy wspomnienia z podstawówki, potem z ogólnika,
wreszcie ludzi z kolejnych miejsc pracy, choć przy rozstaniu
obiecujemy sobie, że nigdy się nie zapomnimy i będziemy się
odwiedzać. A jednak zapominamy.
Potem, gdy nasze dzieci wyrastają, gdy nie mają już ochoty jeździć
z nami na wakacje i wycieczki, pojawia się nieco pustki. Staramy się
ją wypełnić lekturą książek, wizytami w kinie, zbieraniem
bibelotów, czymkolwiek, byle tylko zapomnieć o tym, że w domu
przestaliśmy być najważniejsi dla naszych dzieci. A za tym idzie
refleksja, że i w pracy jest już inaczej, coraz więcej młodych
wokół nas młodych ludzi, pełnych zapału, jaki i nam kiedyś
towarzyszył, ale gdzieś z biegiem lat się zapodział. Być może
jest miło i sympatycznie, ale to do nich należeć będzie
przyszłość, przed nimi są te same wzruszenia, zwycięstwa i
porażki, które kiedyś były naszym udziałem.
Wtedy przypominamy sobie o bardzo kiedyś dla nas ważnych ludziach z
przeszłości. Zaczynamy się zastanawiać, co robią i jak im się
wiedzie, chcielibyśmy się dowiedzieć więcej, ale nie zawsze, mimo
wszechobecnego Internetu, udaje się ich odnaleźć. A nawet jeśli
się to nam udaje, jeśli uda nam się spotkać po latach, szybko
mija pierwsza euforia i ze smutkiem konstatujemy, że to już nie to
samo co niegdyś i nie sposób dwa razy wejść do tej samej rzeki.
Minione lata i doświadczenia sprawiły, że zbyt dużo zaczyna nas
dzielić, a łączą tylko wspomnienia. To jednak za mało, by
zasypać różnice w poglądach, zamiłowaniach, sposobie spędzania
czasu i planach na przyszłość. I okazuje się, że chociaż być
może żaden człowiek nie jest samotną wyspą, jak twierdził
angielski poeta John Donne, to na pewno jest przylądkiem, który z
kontynentem, czy raczej pozostałymi przylądkami, łączy bardzo
wątły półwysep. Ale to nie powód do smutku, przylądki, czy
skaliste, czy zielone, zawsze prezentują się najpiękniej,
zwłaszcza od strony oceanu, który je otacza. A przecież, koniec
końców, in mare via tua, a za oceanem zawsze czekają nowe,
nieznane lądy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz