sobota, 4 kwietnia 2015

Hannibal ante portas

 Trudno uwierzyć, że minęło już dziesięć lat od śmierci Papieża Polaka, choć nie przypuszczałem, że świat tak szybko o nim zacznie zapominać. Ze zdumieniem słuchałem wypowiedzi bodaj francuskiej szesnastolatki zatrzymanej na placu Świętego Piotra przez reportera, która na pytanie, czy wie, kim był Jan Paweł II, odpowiedziała, że nie. Ale to zdumienie było tylko chwilowe, bo natychmiast przyszła refleksja, skąd ma wiedzieć? Dla niej papieżem jest Franciszek, może jeszcze pamięta Benedykta XVI. W jej oczach, to Franciszek zmienia Kościół. Miała to szczęście, że urodziła się już w czasach, gdy świat nie był podzielony żelazną kurtyną. Powinna się modlić, by tak pozostało i najwyżej nieco uzupełnić swoją wiedzę z historii, czego jej życzę.
Dla nas, jednak, dla pokoleń których młodość upłynęła w czasach sowieckiego komunizmu i które nie mogły pamiętać wolnej Polski, Jan Paweł II był postacią wyjątkową i niezapomnianą. Świat, a Polska i inne kraje tzw. demokracji ludowej szczególnie wiele mają mu do zawdzięczenia. Był pierwszym z wielkich przywódców mocarstw (bo papież jest przywódcą i politykiem w równym stopniu, co biskupem Rzymu), które dzięki swojej bezkompromisowej postawie wynikającej z wiary w głoszone ideały, doprowadziły do upadku komunizmu i sprowadziły wolność do Europy Wschodniej. Świat miał wtedy wyjątkowe szczęście, tak wielkich postaci współdziałających ze sobą z jednym zamysłem i jednym celu, nieczęsto historia miał okazję oglądać. W 1978 roku pontyfikat rozpoczął Jan Paweł II, kilka miesięcy później, w roku 1979, na czele rządu Wielkiej Brytanii stanęła Margaret Thatcher, w 1980 roku wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Ronald Reagan, a w 1982 urząd kanclerza Niemiec objął Helmut Kohl. Dla tej czwórki słowo wolność nie było jedynie terminem ze słownika, ale prawdziwą ideą, ideą o którą trzeba walczyć i realizować nie tylko u siebie, ale i wspierać dążenie do niej innych zniewolonych narodów.
W październiku 1978 roku, gdy zdumiony świat obiegła wieść o wyborze Polaka na papieża, nie śniła mi się jeszcze wolność Polski i upadek muru dzielącego Zachód od Wschodu. Nikomu się nie śniła. Miałem wtedy nieco ponad osiemnaście lat i innego świata niż siermiężna, szara i zniewolona Polska, nie znałem. A jednak do dziś pamiętam, że poza poczuciem dumy z faktu, że to Polak po kilkusetletniej dominacji Włochów zasiadł na Piotrowym tronie, czułem wielką satysfakcję na myśl, jak bardzo musi to drażnić Sowietów i służalczy polski aparat partyjny. To było, jak późniejszy osławiony gest Kozakiewicza – niby tylko gest, ale jaki wymowny!
A potem nadszedł czerwiec 1979 roku i pierwsza pielgrzymka papieża Polaka do ojczyzny. Miałem początkowo wątpliwości, czy papież powinien w ogóle przyjeżdżać do kraju rządzonego przez komunistów, bo odbierałem to jako legitymizację władzy. Z tego powodu nie zasiadłem przy telewizorze, gdy rozpoczęła się transmisja mszy z placu Zwycięstwa, gdzieś poszedłem, choć już nie pamiętam gdzie i po co. Po południu, gdy w Warszawie papież przemawiał do ogromnego tłumu wiernych, wracałem do domu na gdańskiej Żabiance. Było upalnie, więc w mieszkaniach wielkopłytowego budownictwa okna było pootwierane. Ze wszystkich stron, dosłownie ze wszystkich, niósł się donośny głos papieskiej homilii. Bylem sam na dworze, takie przynajmniej miałem wrażenie, jakby wszyscy poza mną siedzieli przed telewizorami. Głos dobiegający z setek okien był wyraźny. Chcąc nie chcąc, zacząłem słuchać. Papież mówił o Grobie Nieznanego Żołnierza i Polakach, którzy spoczywają na polach walki w najróżniejszych miejscach świata. Stanąłem, by nie uronić żadnego ze słów. „To wszystko: dzieje Ojczyzny, tworzone przez każdego jej syna i każdą córkę od tysiąca lat – i w tym pokoleniu, i w przyszłych – choćby to był człowiek bezimienny i nieznany, tak jak ten żołnierz, przy którego grobie stoimy... To wszystko: i dzieje ludów, które żyły wraz z nami i wśród nas, jak choćby ci, których setki tysięcy zginęły w murach warszawskiego getta”. To były poruszające słowa, znalazłem je po latach, bo wtedy nie mogłem ich zapamiętać. Pamiętam tylko, że po plecach, pomimo upału, przebiegać mi zaczęły ciarki. Ale to, co usłyszałem chwilę później, zapadło mi w pamięć na zawsze. Dziś znają te słowa wszyscy, przywoływane są nieustannie: „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”.
To nie były słowa tylko i wyłącznie religijnego przywódcy, to były słowa wytrawnego polityka, który wykorzystał sytuację, by powiedzieć zmęczonym i zniechęconym rodakom: Nie poddawajcie się, zawsze jest nadzieja i ja tę nadzieję przynoszę. Bądźcie wolni, nawet wtedy, gdy jesteście zniewoleni. Zachowajcie wiarę, bo wszystko jest możliwe!
Nie byłem wówczas człowiekiem wierzącym, raczej agnostykiem. Ale te słowa odebrałem osobiście i myślę, że nie tylko ja. Ktoś wielki, szanowany przez wszystkich, mówił o odnowie „tej ziemi”, Polski.
Rok później, właśnie w czerwcu, Polska, wolna Polska, zaczęła się budzić. Byliśmy z kolegami z roku na obozie OHP (Ochotnicze Hufce Pracy) w NRD, gdy zaczęły do nas napływać informacje, że w Polsce coś się dzieje, że są protesty i strajki. Gdy wróciłem, wybuchł Sierpień '80 i wszystko zaczęło się zmieniać. Nikt, kto nie był przynajmniej raz pod bramą stoczni nr 2 w Gdańsku w tamtym momencie, nie zrozumie, co to była za atmosfera! Wszyscy byli świadomi, że może nastąpić powtórka grudnia roku 1970, ale za kilka chwil pobytu pod stocznią im. Lenina, byli gotowi zaryzykować życie i zdrowie.
Zwycięstwo strajków w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu zmieniło Polskę. U władzy była nadal komuna, ale na przekór niej, staraliśmy się żyć tak, jakby był to normalny, wolny kraj. To prawda, nie było tak pięknie, jakbyśmy chcieli, zamykano i szykanowano działalność członków „Solidarności”, ale tamte miesiące pomimo wszystko były jak powiew zapomnianej od dawna wolności. Dla mnie to był cudowny czas, mówiłem to co chciałem, próbowałem coś zmieniać na uczelni, a nawet nawracałem jakąś grupę enerdowców, którzy przyjechali na praktykę do Gdańska. Było pięknie. Ale okazało się, że nie trwało to długo.
W nocy 13 grudnia 1981 roku rozszalały się demony nienawiści. Bito, zamykano i wyrzucano z pracy wszystkich, którzy próbowali zmienić ten kraj. Nie chcieliśmy się poddać, gotowi byliśmy drogo sprzedać skórę. Ale byliśmy sami, odcięci od świata, telefony milczały, zamknięto uczelnie i szkoły, odgórnie rozwiązano wszystkie niemal stowarzyszenia, za każdą niezależną działalność groziły kary więzienia, a nawet kara śmierci. I wtedy właśnie przekonaliśmy się, że nie zapomniał o nas, o Polsce i Polakach, nikt ze wypomnianych przywódców. W wszystkich oknach na całym świecie, w Watykanie i Białym Domu, zapłonęły symboliczne świece oznaczające pamięć o Polakach. A potem, oprócz pamięci, z Zachodu nadchodzić zaczęło wsparcie.
Dziś w sytuacji Polski z tamtych czasów jest Ukraina, ale niestety nie ma tyle szczęścia do międzynarodowej koniunktury politycznej, do postaci formatu tych, które decydowały o polityce Zachodu w latach osiemdziesiątych. Nie ma tym samym Zachodu, który chce bronić wolności i zwalczać zło, jest tylko Zachód, który chce mieć tani gaz, ropę i kontrakty. Niestety, w sukurs idą takiemu egoizmowi nawet niektórzy przywódcy dawnych krajów obozu sowieckiego, jak choćby Viktor Orban, który jest jednym z największych moich rozczarowań.

Świat jest bez wątpienia znacznie lepszy, niż ten w którym przyszło mi dorastać, ale społeczeństwa Europy Zachodniej i Środkowej, a w zasadzie cały wolny świat, musi sobie uświadomić, że nie zawsze tak musi być, że wolności trzeba bronić, a nie tylko rozkoszować się osiągniętym dobrobytem. U wrót Europy znowu czają się barbarzyńcy. Nieważne, czy stają one pod sztandarami dwugłowego orła, czy półksiężyca. Jeśli Europa i Ameryka nie będą zdecydowane i konsekwentne, krok po kroku odbierać będą kolejne zdobycze zachodniej cywilizacji. Panowie politycy, czas się obudzić, Hannibal ante portas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz