sobota, 20 czerwca 2015

Waterloo – ostatnie zwycięstwo Napoleona

 Jeśli kogoś zdziwił ten tytuł, pozostaje mi go zaprosić do dalszej lektury, bo nie jest to pomyłka. Ale o tym potem.
Trudno byłoby nie nawiązać dzisiaj do bitwy pod Waterloo, która miała miejsce równo 200 lat temu – 18 czerwca 1815 roku. Sama bitwa była ostatnim aktem trwającej od piętnastu lat wojny, wojny, która toczyła się od Lizbony po Moskwę, od Szwecji, po Włochy. Wojny okrutnej i pochłaniającej ogromną ilość ofiar, ponieważ ówczesna taktyka przewidywała przeprowadzanie manewrów zwartymi formacjami, które stanowiły doskonały cel dla salw karabinowych i artyleryjskiego ostrzału, a jej elementem była też walka wręcz z użyciem bagnetów i szabel. Wojny, dodajmy, wyjątkowo zajadłej i w samych żołnierzach budzącej krwawe instynkty. Do historii bitwy pod Waterloo, o czym raczył przypomnieć Waldemar Łysiak w rocznicowym artykule zamieszczonym w tygodniku „Do Rzeczy”, przeszedł Dick Tomlinson, angielski piechur, który rzucił karabin, „wyciągnął ręce ku szlachtującym się tłumom i krzyczał: – Ludzie!... Dlaczego my zabijamy się jak zwierzęta?!... Przecież my się nawet nie znamy!!... Ludzie!!!”.
Lew z Waterloo
Pomnik na polach Waterloo
(źródło: Wikipedia)
Bitwa w istocie była wyjątkową rzezią nawet jak na tamte krwawe czasy – w ciągu dziesięciu godzin jej trwania po obu stronach zginęło łącznie 47 tysięcy żołnierzy. Nawet jednak ta imponująca liczba ofiar, które poległy na tak niewielkiej powierzchni, przestaje budzić zdziwienie, gdy porówna się ją do liczby ofiar poniesionych podczas wszystkich wojen napoleońskich. Podczas samej wyprawy na Moskwę w roku 1812 poległo 200 tys. żołnierzy armii napoleońskiej i niemal drugie tyle po stronie rosyjskiej. Wojny toczyły się tak długo i pochłaniały takie ilości ofiar, że we Francji po moskiewskiej eskapadzie nie było już mężczyzn w wieku poborowym i Napoleon przed kampanią w 1813 roku wcielał do wojska chłopców w wieku 13 i 14 lat.
Straty poniesione przez walczące armie najprościej było policzyć, ale to nie wszystkie ani ofiary ani skutki wojen Napoleona. Nieustane przemarsze wojsk po zasianych polach, konfiskaty żywności i grabieże były na porządku dziennym, a ich konsekwencją był głód i choroby, które pochłaniały kolejne dziesiątki tysięcy ofiary, głównie wśród dzieci i kobiet. Na wsiach nie było też rąk do pracy, bo kolejne roczniki chłopów po obu walczących stronach, wcielane były przymusowo do wojska. W wielu miejscach Europy, zwłaszcza tam, gdzie toczyły się najintensywniejsze działania, ogromne połacie ziemi leżały odłogiem i dziczały, wymierały wsie i pustoszały miasteczka. Za klęskami głodu postępowały zarazy, zwłaszcza tyfus zbierał największe żniwo, ale nie mniej uciążliwa była dyzenteria. Wszystko to pochłaniało kolejne tysiące ofiar, które w skali Europy liczyć można było każdego roku w setki tysięcy.
A sprawcą tej gehenny był Napoleon, zakompleksiały z powodu pochodzenia (uboga szlachta korsykańska) i postury bufon z brakiem wyobraźni i o psychotycznych skłonnościach, aale też niepozbawiony militarnego talentu. Potrafił być cierpliwy i służalczy, gdy piął się w górę podczas francuskiej rewolucji, a gdy już zdobył władzę, nie liczył się już z nikim i z niczym. Nie interesował się niczyim losem, nie był wrażliwy na cierpienie innych, dla niego wojna była partią szachów, której szachownicą były europejskie państwa i państewka. Rozstawiał na niej swoje figury: członków rodziny, uległych władców i marszałków. Kreślił granice nowych tworów państwowych na swoją własną modłę, nie licząc się z historycznymi podziałami, etniczną przynależnością jej mieszkańców i budzącym się wśród mieszczan i chłopów poczuciem przynależności narodowej. Ten brak politycznej wyobraźni przyczynił się w końcu do jego ostatecznej klęski.
W życiu Napoleona było wiele niechlubnych czynów i wiele okrucieństwa. Już podczas swojej pierwszej prywatnej wojny, na jaką wyruszył do Egiptu, najpierw bez wahania kazał rozstrzelać trzy tysiące wziętych do niewoli jeńców, którym wcześniej zagwarantowano życie w zamian za złożenie broni, a potem, gdy poniósł klęskę, porzucił swoich żołnierzy i potajemnie uciekł do Europy. Nie lepiej traktował też Polaków, najpierw Legiony Dąbrowskiego walczące pod jego rozkazami we Włoszech wysłał na Haiti, by tłumili bunt niewolników, potem przez dziesięć lat traktował ich jak źródło dobrego, bo walczącej za ojczyznę, mięsa armatniego, a z traktowanego z bałwochwalczą czcią przez Polaków, a utworzonego dla doraźnych celów i całkowicie uległego woli Napoleona Księstwa Warszawskiego bezlitośnie wysysał pieniądze i rekruta, nie dając w zasadzie nic w zamian.
Pomnik Bitwy Nardów pod Lipskiem
(źródło: Wikipedia)

Jakim sposobem taki maluczki człowiek, stał się tak wielką legendą? Skąd cześć, jaką otaczają go nie tylko Francuzi, ale i Polacy? Jego legendę budowało dziesiątki mniejszego i większego formatu wieszczów i pisarzy, na czele których stał mistrz nad mistrze – Adam Mickiewicz. Sączy się też ona ze szkolnych podręczników nieco bezrefleksyjnie, przynajmniej wtedy, gdy ja się z nich uczyłem. Wiem, bo żyłem nią otoczony a pierwsze zdziwienie przyszło, gdy odwiedziłem, jeszcze za czasów NRD, pola przegranej przez Napoleona wielkiej bitwy pod Lipskiem. Podczas zwiedzania monumentalnego Pomnika Bitwy Narodów z głośnika popłynęły zaskakujące wówczas mnie informacje, w których Napoleon Bonaparte określany był mianem agresora, a jego przeciwnicy, armie Rosji, Austrii, Prus i Szwecji, jako obrońcy pokoju. To skłoniło mnie do przyjrzenia się postaci Bonaparte i jego dziejom dokładniej, co całkowicie, mimo nieustających wysiłków jego apologetów, w tym współcześnie najbardziej mu oddanego Waldemara Łysiaka, zmieniło mój do niego stosunek.
A jednak megaloman Napoleon, któremu marzyło się być większym wodzem od Aleksandra, pozostanie jedną z najlepiej rozpoznawalnych postaci historii ludzkości. Jego czciciele wychwalać będą jego zalety takie jak zamiłowanie do badań naukowych i koncepcję prawa cywilnego, a nade wszystko wojskowy geniusz. Arthur Wellesley, bardziej znany jako książę Wellington, wszedł do historii tylko z tego powodu, że pokonał Napoleona, a nie z powodu swych innych zasług. Tak bitwa pod Waterloo w gruncie rzeczy okazała się mimo wszystko ostatnim zwycięstwem Napoleon – takie paradoksy mają czasem miejsce w dziejach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz