Ostatni dzień lata – te słowa przywołują cień nostalgii i
nieco smutku. Nieodwracalnie odchodzi w przeszłość kolejna
słoneczna pora roku, kolejny zestaw wspomnień z minionych wydarzeń,
latem zazwyczaj najciekawszych, bo wakacyjnych, a poza tym, co tu
ukrywać, w naszym klimacie odchodzą też ciepłe i pogodne dni.
Nadchodzi nieuchronnie druga połowa roku, jesień i zima. Z biegiem
dni ubierać będziemy się coraz cieplej, skrobać szyby w
samochodzie coraz częściej i z rosnącą tęsknotą wyczekiwać
kolejnej wiosny, przeglądając na ekranie komputera bądź w albumie
(coraz rzadziej) wspomnienia z minionych wakacji, a przy okazji
planując kolejne.
I tak to właśnie jest w każdym życiu, bez względu na to, ile ono
liczy sobie lat i jakiej jest płci, towarzyszą mu zawsze te dwa
nieustanne uczucia: oczekiwanie i tęsknota.
Od dziecka na coś niecierpliwie czekamy i za czymś tęsknimy, nawet
jeśli to ma być upragniony koniec lekcji czy, bardziej odległy,
roku szkolnego. Nadzieja zawsze chowa się za horyzontem czasu bądź
przestrzeni, zawsze jest przed nami, przywołuje i czeka. Kto wie,
może już za kilka godzin, a może miesięcy zdołamy do niej
dotrzeć? I, co najbardziej zadziwiające, nawet jeśli się ziści,
gdy ma się to, czego się zapragnęło, nagle okazuje się, że jak
feniks z popiołu odradza się, tyle że w innym niż poprzednio
przebraniu. Bo nadzieja jest właśnie jak lato, trwa zbyt krótko,
by się nią w pełni nacieszyć, gdy się ziści, i potem trzeba
znowu czekać na następną.
Wszyscy tak bardzo lubimy lato, że mierzymy nim upływ czasu.
Mawiamy: „minęły dwa bądź trzy lata”, albo „to będzie
miało miejsce za trzy lata”, nie za trzy zimy, nie jesienie, nie
wiosny nawet, ale „lata”, bo to one się liczą. Lato zamyka rok,
zalicza go do czasu przeszłego aż do nadejścia kolejnej wiosny.
Metaforycznie opisał to Tadeusz Konwicki filmem „Ostatni dzień
lata” – wraz z coraz szybciej zachodzącym słońcem dwoje
bohaterów stara się w ostatniej chwili zatrzymać odchodzący czas
kończącego się lata. Ociągają się z zejściem z plaży, szukają
ostatniej szansy na miłość, na kolejne niezapomniane wspomnienie.
On jest młody i zapalczywy, każda taka chwila jest dla niego
nowością, to on namawia, oddaje się i prosi. Ona jest starsza i
doświadczona, przeżyła więcej, zna zagrożenia, nie ulega łatwo
nastojom, ale w końcu i ona się poddaje, akceptuje tę ostatnią
chwilę, by zachować ją we wspomnieniach do końca życia.
Zachód słońca nad Kanałem Augustowskim, © Marek H. Kotlarz |
Lata bywają rożne, podczas tego ostatniego niewiele miałem dni
wolnych i prawdziwie wakacyjnych, a i tak już jawi mi się w pamięci
wspaniale. I nie dlatego, że było wyjątkowo ciepłe i słoneczne.
Po prostu było – i to wystarczy. Już mam ochotę wspominać dni
spędzone na północnym Podlasiu, Litwie czy kilka dni na rodzinnej
mazowieckiej prowincji, gdzie w dzieciństwie spędzałem dużą
część wakacji. Znów mam co wspominać i za czym tęsknić w
pięknym przecież nawet zimą Trójmieście.
To nic, że przede mną trudne miesiące, po nich nadejdzie kolejny
rok, kolejna wiosna. I jak zawsze wierzę, że spełnią się
pokładane w niej nadzieje. Bo, jak śpiewał Marek Grechuta, „Ważne
są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz