wtorek, 20 sierpnia 2013

Pomidor

   Jak opisać dalszy ciąg lata? Poza tym, że cudownie smakują wygrzane w słońcu pomidory, w których jestem zakochany równie mocno, jak Michnikowski, który żegnał je swoją piosenką. Ale pomidory przypominają nie tylko o zbliżającym się końcu lata, ale i latach mojego dzieciństwa w siermiężnych czasach Władysława Gomułki. Bawiliśmy się wówczas w grę noszącą miano: „Pomidor”. Polegała na tym, iż z poważną miną, na każde zadane przez drugiego uczestnika zabawy pytanie, należało odpowiedzieć: „pomidor”. I nie wolno się było przy tym uśmiechać, bo się przegrywało.
   Zabawa bywała trudna dla osoby odpowiadającej, bo zdający pytania miał całe spektrum możliwości, by doprowadzić przeciwnika do śmiechu, mógł pytać żartobliwie, poważnie, bądź kpić z odpowiadającego.
   Nie wiem dlaczego, ale podczas raczenia się kanapką z pomidorem podczas oglądania jednego z wystąpień ministra Rostowskiego, przypomniała mi się właśnie ta gra.
   Reasumując jego wystąpienia w jeden scenariusz, wygląda to mniej więcej tak:
   - Panie Ministrze, co z głoszonymi przez Pana ugrupowanie, jeszcze na początku kadencji, ideałami liberalizmu?
   - Pomidor – nawet cień wahania nie przemknął po twarzy Ministra. Fakt, przytoczył argument nie do obalenia.
   - Panie Ministrze, dlaczego wykorzystał Pan rezerwę demograficzną, którą wprowadził rząd Pana premiera Buzka i która miała chronić następne pokolenia przed skutkami mniejszego przyrostu naturalnego?
   - Pomidor – odpowiada Pan Minister z, a jakże, poważną miną.
  - Panie Ministrze, obiecywano nam, gdy decydowaliśmy się oszczędzać w tzw. drugim filarze, że to będą pieniądze dla nas, a nawet będą mogły być dziedziczone. Dlaczego nie możemy teraz o nich decydować?
   - Pomidor.
   - Panie Ministrze, dlaczego podatki za czasów dzierżenia przez Pana ministerialnej teki wzrosły, choć Pan Premier obejmując władzę, obiecywał ich zmniejszenie?
   - Pomidor… pomidor… pomidor... – i tak bez końca, bo po co tłumaczyć, skoro się wie wszystko, a inni to dyletanci? Po co tłumaczyć, że obywatele…, przepraszam, podatnicy, mają obowiązek utrzymywać państwo, a obietnice są tylko rodzajem wyborczej kiełbasy? Przecież wszyscy powinni o tym od dawna wiedzieć, a jak myśleli, że jest inaczej, to tylko ich naiwność. Zatem: pomidor.
   Życie ma jednak to do siebie, że lubi toczyć się kołem (czy też pomidorem), wszystko co się rodzi, rozkwita, ale potem też więdnie. Ten rząd, tak owacyjnie witany kilka lat temu, sprawiał wrażenie, jakby był przekonany, że uda mu się ten cykl zatrzymać. Niestety, łaska nie tylko pańska (a raczej państwa), ale i ludu na pstrym koniu jeździ. I lud, jak wykazują sondaże, zaczyna Platformie Obywatelskiej śpiewać: „Adio pomidory…”.
   Smutne to trochę, bo, prawdę mówiąc, można mieć obawy, czy po kolejnych wyborach Polska nie wpadnie z deszczu pod rynnę. A potem może nas czekać surowa zima.
   No cóż, póki co, cieszyć się trzeba urokami wyjątkowo pięknego w tym roku lata, objadać się pomidorami i ogórkami, bo zima i tak przyjdzie i nikt, nawet Minister Rostowski nie zdoła tego zmienić. I pozostaje mieć nadzieję, że gdy w końcu wpłynie na nasze konto pierwsza emerytura (a wcześniej czy później wpłynie), po opłatach za mieszkanie i energię, zostanie jeszcze kilka złotych na pomidory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz