Gdy większość dorosłych Polaków robiło sobie herbatę w
oczekiwaniu na telewizyjną debatę kandydatek do fotelu premiera, ja
wybrałem się na zorganizowaną w Sopocie promocję nowej książki
Dariusza Filara, zatytułowanej „Między zieloną wyspą a
dryfującą krą”.
Ta książka, której jeszcze nie zdążyłem
przeczytać, to był tylko pretekst. Bardziej interesował mnie sam
autor, którego miałem okazję poznać przed ponad trzydziestu laty,
gdy był jeszcze adiunktem na kierunku ekonomiczno-społecznym
sopockiego wydziału UG, a ja byłem studentem ekonomiki transportu.
Nie miałem z nim zajęć, ale w tamtych gorących czasach krótkiego
powiewu wolności po sierpniowych strajkach 1980 roku, gdy z
entuzjazmem staraliśmy się zmieniać uczelniane życie studenckie i
system nauczania, siłą rzeczy poznawało się osoby podobnie
myślące i z nadzieją oczekujące przemian. Gdy w listopadzie 1981
roku rozpoczynaliśmy studencki strajk, Darek Filar, pomimo wielkiej
wrogości do przemian wyrażanej przez starą kadrę docentów i
profesorów, był pierwszym z młodszych pracowników nauki, który
udzielił nam wsparcia. Tego się nie zapomina.
Potem wybuchł stan wojenny – obozy internowania, strzelanina w
kopalni „Wujek”, bibuła, tajne drukarnie i manifestacje, całe
to szaleństwo wywołane przez generała, który służąc Moskwie
walczył z własnym narodem. Wtedy jedna z koleżanek ze studiów
podsunęła mi napisany na maszynie tekst zatytułowany „Być
liberałem” dodając w tajemnicy, że jego autorem jest Darek
Filar. Przeczytałem go w domu i byłem pod ogromnym wrażeniem,
zarówno tekstu, jak i idei, które prezentował. Wprawdzie, gdy
wokół trwała nieustana walka, odbywały się manifestacje, co rusz
zamykano do więzienia któregoś z moich kolegów, mordowano ludzi
którym zamarzyła się wolność, trudno było pogodzić się z
proponowaną przez Dariusza Filara postawą wyczekiwania i walki
ideowej. Zmagały się we mnie chęć czynu pchająca do wyrażania
na ulicy swojego sprzeciwu wobec Jaruzelskiego i jego siepaczy, a
stoickością filozofa przyglądającego się temu z dystansu co,
zdaniem Darka, powinna cechować liberała. Jaki sens ma liberalne
filozofowanie, gdy Polską rządzą partyjni aparatczycy i milicyjni
funkcjonariusze? – zadawałem sobie pytanie.
Te rozterki nie zmieniły jednak mojego, narodzonego z lekturą
artykułu Darka, pragnienia poznania tego, co pisali o liberalizmie
John Stuart Mill, Ludwig von Mises, Friedrich Hayek i Milton
Friedman. Do dziś pozostało mi w pamięci pięć haseł
wypunktowanych w tamtym artykule, fundament, na którym spoczywać
powinien system ekonomiczno-prawny wolnego kraju i wolnego
społeczeństwa:
- wolność a nie równość;
- jednostka a nie masa;
- prawo a nie przemoc;
- ewolucja a nie rewolucja;
- własność a nie alienacja.
Tamten artykuł przepisałem na maszynie i rozdałem kopie
najbliższym znajomym, a potem oni czynili podobnie. Wprawdzie
dysponowaliśmy drukarniami, ale ważniejszy wydawał mi się druk
ulotek i biuletynów informacyjnych, niż filozofii. Dopiero kilka
lat później, gdy ważniejsze stało się długofalowe myślenie,
przekazałem artykuł Darka Filara redakcji mającego już swoją
kilkuletnią historię, choć nadal wydawanego nielegalnie „Przeglądu
Politycznego”, dzięki czemu mógł trafić do szerszego grona
odbiorców.
Wybiegłem jednak w przyszłość, bo w międzyczasie, w roku 1984,
wydawnictwo Czytelnik wydało, po kilku latach zwłoki i ingerencjach
cenzury, zupełnie nie związaną z polityką krótką powieść
Filara „Pies wyścigowy”. Darek opublikował już wprawdzie
wcześniej dwie książki, ale tamte były z kategorii
science-fiction, ta zaś obyczajowa. Jej bohaterem był młody
naukowiec starający się odnaleźć sens życia w wyścigu po
kolejne osiągnięcia. Jest w niej dokładność Gdańska i Sopotu,
tak jak we wcześniejszych powieściach Grassa i późniejszych Pawła
Huelle i Stefana Chwina. Nie pozbawiona elementów
autobiograficznych, niosła niemały ładunek emocji i rozterek, a
przede wszystkim wiarygodność przeżyć. Podobała mi się i z
niecierpliwością czekałem na więcej. I od kilkudziesięciu lat
nadal czekam.
Dariusz Filar wybrał zawód ekonomisty, nie pisarza. Wykładał na
amerykańskiej uczelni, został głównym ekonomistą jednego z
banków, wreszcie członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Patrzyłem
na to z pewnym żalem zawiedzionego czytelnika, ale ze zrozumieniem.
Każdy człowiek obdarzony talentem musi dokonać wyboru: rodzina i
życie, bądź misja i przyjemność; codzienny byt lub ryzyko marnej
wegetacji dla idei. Tylko nieliczni decydują się na to drugie.
Szczęśliwcy jednak, po wielu latach, gdzieś na pograniczu
emerytury, mają szansę na powrót do marzeń. O to chciałem
zapytać Darka podczas spotkania. Zapytać, czy napisze powieść
opowiadającą o tym, gdzie dobiegł „pies wyścigowy”. Udało
się to po oficjalnym spotkaniu, już na korytarzu. Obiecał, że
napisze. I że na emeryturze wróci do tego co lubi najbardziej, do
pisania. Cierpliwie zatem czekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz