piątek, 23 października 2015

Zielona wyspa i pies wyścigowy

 Gdy większość dorosłych Polaków robiło sobie herbatę w oczekiwaniu na telewizyjną debatę kandydatek do fotelu premiera, ja wybrałem się na zorganizowaną w Sopocie promocję nowej książki Dariusza Filara, zatytułowanej „Między zieloną wyspą a dryfującą krą”.
Ta książka, której jeszcze nie zdążyłem przeczytać, to był tylko pretekst. Bardziej interesował mnie sam autor, którego miałem okazję poznać przed ponad trzydziestu laty, gdy był jeszcze adiunktem na kierunku ekonomiczno-społecznym sopockiego wydziału UG, a ja byłem studentem ekonomiki transportu. Nie miałem z nim zajęć, ale w tamtych gorących czasach krótkiego powiewu wolności po sierpniowych strajkach 1980 roku, gdy z entuzjazmem staraliśmy się zmieniać uczelniane życie studenckie i system nauczania, siłą rzeczy poznawało się osoby podobnie myślące i z nadzieją oczekujące przemian. Gdy w listopadzie 1981 roku rozpoczynaliśmy studencki strajk, Darek Filar, pomimo wielkiej wrogości do przemian wyrażanej przez starą kadrę docentów i profesorów, był pierwszym z młodszych pracowników nauki, który udzielił nam wsparcia. Tego się nie zapomina.
Potem wybuchł stan wojenny – obozy internowania, strzelanina w kopalni „Wujek”, bibuła, tajne drukarnie i manifestacje, całe to szaleństwo wywołane przez generała, który służąc Moskwie walczył z własnym narodem. Wtedy jedna z koleżanek ze studiów podsunęła mi napisany na maszynie tekst zatytułowany „Być liberałem” dodając w tajemnicy, że jego autorem jest Darek Filar. Przeczytałem go w domu i byłem pod ogromnym wrażeniem, zarówno tekstu, jak i idei, które prezentował. Wprawdzie, gdy wokół trwała nieustana walka, odbywały się manifestacje, co rusz zamykano do więzienia któregoś z moich kolegów, mordowano ludzi którym zamarzyła się wolność, trudno było pogodzić się z proponowaną przez Dariusza Filara postawą wyczekiwania i walki ideowej. Zmagały się we mnie chęć czynu pchająca do wyrażania na ulicy swojego sprzeciwu wobec Jaruzelskiego i jego siepaczy, a stoickością filozofa przyglądającego się temu z dystansu co, zdaniem Darka, powinna cechować liberała. Jaki sens ma liberalne filozofowanie, gdy Polską rządzą partyjni aparatczycy i milicyjni funkcjonariusze? – zadawałem sobie pytanie.
Te rozterki nie zmieniły jednak mojego, narodzonego z lekturą artykułu Darka, pragnienia poznania tego, co pisali o liberalizmie John Stuart Mill, Ludwig von Mises, Friedrich Hayek i Milton Friedman. Do dziś pozostało mi w pamięci pięć haseł wypunktowanych w tamtym artykule, fundament, na którym spoczywać powinien system ekonomiczno-prawny wolnego kraju i wolnego społeczeństwa:
  • wolność a nie równość;
  • jednostka a nie masa;
  • prawo a nie przemoc;
  • ewolucja a nie rewolucja;
  • własność a nie alienacja.
Tamten artykuł przepisałem na maszynie i rozdałem kopie najbliższym znajomym, a potem oni czynili podobnie. Wprawdzie dysponowaliśmy drukarniami, ale ważniejszy wydawał mi się druk ulotek i biuletynów informacyjnych, niż filozofii. Dopiero kilka lat później, gdy ważniejsze stało się długofalowe myślenie, przekazałem artykuł Darka Filara redakcji mającego już swoją kilkuletnią historię, choć nadal wydawanego nielegalnie „Przeglądu Politycznego”, dzięki czemu mógł trafić do szerszego grona odbiorców.
Wybiegłem jednak w przyszłość, bo w międzyczasie, w roku 1984, wydawnictwo Czytelnik wydało, po kilku latach zwłoki i ingerencjach cenzury, zupełnie nie związaną z polityką krótką powieść Filara „Pies wyścigowy”. Darek opublikował już wprawdzie wcześniej dwie książki, ale tamte były z kategorii science-fiction, ta zaś obyczajowa. Jej bohaterem był młody naukowiec starający się odnaleźć sens życia w wyścigu po kolejne osiągnięcia. Jest w niej dokładność Gdańska i Sopotu, tak jak we wcześniejszych powieściach Grassa i późniejszych Pawła Huelle i Stefana Chwina. Nie pozbawiona elementów autobiograficznych, niosła niemały ładunek emocji i rozterek, a przede wszystkim wiarygodność przeżyć. Podobała mi się i z niecierpliwością czekałem na więcej. I od kilkudziesięciu lat nadal czekam.
Dariusz Filar wybrał zawód ekonomisty, nie pisarza. Wykładał na amerykańskiej uczelni, został głównym ekonomistą jednego z banków, wreszcie członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Patrzyłem na to z pewnym żalem zawiedzionego czytelnika, ale ze zrozumieniem. Każdy człowiek obdarzony talentem musi dokonać wyboru: rodzina i życie, bądź misja i przyjemność; codzienny byt lub ryzyko marnej wegetacji dla idei. Tylko nieliczni decydują się na to drugie.
Szczęśliwcy jednak, po wielu latach, gdzieś na pograniczu emerytury, mają szansę na powrót do marzeń. O to chciałem zapytać Darka podczas spotkania. Zapytać, czy napisze powieść opowiadającą o tym, gdzie dobiegł „pies wyścigowy”. Udało się to po oficjalnym spotkaniu, już na korytarzu. Obiecał, że napisze. I że na emeryturze wróci do tego co lubi najbardziej, do pisania. Cierpliwie zatem czekam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz