środa, 24 sierpnia 2016

Między historią a żenadą

Wyd. Zysk i S-ka, 2016, stron 600
Czytam „Hardą” Elżbiety Cherezińskiej. Gdzieś w Internecie wyczytałem, że jest interesującą pisarką zajmującą się beletrystyką historyczną. Na pierwszy ogień wziąłem wychwalaną m.in. przez Bogusława Chrabotę (naczelny „Rzeczpospolitej”), przebrnąłem przez mniej więcej jedną trzecią i jestem znudzony i zniechęcony. Książka jest obdarzona wszystkimi grzechami współczesnego pisarstwa: niepotrzebnymi, zbyt dosłownymi scenami seksu; anachronicznymi wulgaryzmami (przekleństwami), które nie mogły istnieć w X wieku; błędami językowymi (niewłaściwe stosowanymi pojęciami); schematycznymi postaciami bohaterów, a co gorsza, zakrawającymi o grafomanię egzaltowanymi fragmentami, jak choćby tym, którym autorka częstuje czytelników już na wstępie, a który przytoczę, bo najpierw sprawił, że osłupiałem ze zdumienia, a potem mnie rozśmieszył niemal do łez:
Wpadł pomiędzy jej ramiona wprost na miękkie łąki piersi, wdychając woń włosów jak wonnych szuwarów. Zamruczała, zagarniając go na siebie. Zatrzymał się na popas jednego pocałunku, a potem uciekł przez mszyste siedlisko brzucha w dół, na podmokłe łąki. Trzymał jej biodra w dłoniach, przechylał jak misę.
Aż trudno uwierzyć, nie przypuszczałem, że istnieją jeszcze autorzy, którzy posługują się takim grafomańskim językiem: „miękkie łąki piersi”, „woń włosów jak wonnych szuwarów”, „popas jednego pocałunku”, „mszyste siedlisko brzucha”, „podmokłe łąki”, „przechylać biodra jak misę”! Niewiarygodne nagromadzenie pisarskiej żenady rodem z kiepskiej literatury pornograficznej! Jak można coś podobnego proponować czytelnikom jako porządną lekturę?! I wydaje to Zyski i spółka, zasłużone w końcu wydawnictwo!
Przeczytam tę książkę do końca, bo nie zwykłem porzucać lektury w połowie, a poza tym będę mógł oceniać ją z czystym sumieniem, ale już teraz nie polecam. Nie rozumiem, skąd zachwyty nad taką prozą, tym bardziej, że i historyczna treść (główną bohaterką jest Świętosława, córka Mieszka I i Dobrawy) pozostawia wiele do życzenia. Może to wypadek przy pracy, ale nie wiem, czy szybko sięgnę po kolejną książkę Cherezińskiej, by to sprawdzić. No, może w przypływie desperacji.
Szkoda. Lubię powieści historyczne i od dawna czekam na pisarza (bądź pisarkę), który byłby godnym następcą takich przedstawicieli tego gatunku jak Karol Bunsch, Zofia Kossak-Szczucka czy wielu innych, w których się zaczytywałem w młodości. Ale jak widać, na razie muszę uzbroić się w cierpliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz