niedziela, 27 października 2013

Rewolucja i wolność w globalnej wiosce

 Przyszło nam żyć w czasach, w których dynamika przemian na każdym niemal polu działalności człowieka uległa niespotykanemu w dziejach przyspieszeniu. W ciągu ostatnich trzech dekad świat zmienił się w niewyobrażalny dotąd sposób, a obecna rzeczywistość w niczym nie przypomina tej, w jakiej mojemu pokoleniu przyszło się urodzić i dorastać.
Po pierwsze – geopolityka. Od 1945 do 1990 roku istniały trzy odrębne grupy cywilizacyjne: sowiecka dyktatura w Europie środkowej i Wschodniej oraz części Azji; oddzielona od niej cywilizacja Zachodu, do której zaliczały się rozwinięte kraje demokratyczne Europy Zachodniej, Ameryki Północnej i kilka państw na innych kontynentach; oraz tzw. Trzeci Świat Ameryki Południowej, Afryki i Azji Wschodniej. Ten trwający wiele dziesiątków lat porządek został całkowicie odmieniony w ciągu kilku zaledwie lat. Rozpadł się nie tylko obszar wpływów Moskwy, ale podzieliło się też samo sowieckie imperium. Dziś, co niegdyś wydawało się nieprawdopodobne, niektórzy obywatele zachodnich demokracji azylu zaczynają szukać w Rosji, ot choćby Gerard Depardieu czy Edward Snowden. Chociaż każdy z nich uczynił to z odmiennych (nie rozstrzygam czy słusznych) powodów, to jednak ich ucieczka z krajów uznawanych dotąd za raj wolności i demokracji zmusza do refleksji i zastanowienia się, czy dawny Zachód na pewno rozwija się we właściwym kierunku.
Zmiany dotyczą też dawniej lekceważonych obszarów Azji, które rzuciły wyzwanie Zachodowi i już wysunęły się na czoło najbogatszych krajów świata. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie światową gospodarkę bez udziału Chin, Indii, Tajwanu, Korei czy Indonezji. Ich osiągnięcia, paradoksalnie, są wynikiem działań, które są zupełnie odmienne od recepty na sukces przyświecającej Zachodowi – nie wiążą się w federacyjne związki, nie szukają centralizacji, nie podnoszą podatków, nie przeregulowują gospodarki nadmiarem przepisów, a jednak dynamika ich rozwoju jest przyczyną zazdrości dla potęg europejskich i amerykańskich.
Po drugie – technologia, która jeszcze bardziej niż geopolityka odmieniła świat. Jeszcze nie tak znowu dawno, na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej w której przyszło mi dorastać, niemal niedoścignionym marzeniem było posiadanie w domu telefonu, a dzisiaj świat stanowi pod względem komunikacji globalną wioskę. Dzięki rozwojowi technologii informatycznych i informacyjnych, takich jak procesory, światłowody, komunikacja satelitarna, Internet czy telefonia komórkowa, dokonała się na ziemi prawdziwie rewolucyjna przemiana. W dziejach ludzkości można wyróżnić tylko trzy epokowe wynalazki, które miały istotny wpływ na rozwój komunikacji (wliczając w to transport transportu).
Pierwszym było koło. Jego wynalezienie nie było wcale taką oczywistością, jak nam się dzisiaj wydaje, bo nie poradzili sobie z tym Inkowie, którzy stworzyli przecież wielką cywilizację). Minąć musiało kilka tysięcy lat, nim pojawił się wynalazek równie rewolucyjny – maszyna mechaniczna czerpiąca ze źródła mocy innego niż siła mięśni. Najpierw pojawiła się maszyna parowa, potem silnik spalinowy. Od tego momentu wystarczyło już tylko kilkanaście dziesięcioleci, by pojawiły się kolejno radio, telewizja, satelity, komputery i Internet.
Kilkanaście dekad w porównaniu z kilkoma tysiącami to niewiele, ale prawdziwe przyspieszenie nastąpiło z chwilą pojawiania się układu scalonego w 1958 roku. Odtąd wystarczyło już tylko czterdzieści lat, by komputery stały się tak powszechnym domowym sprzętem jak lodówka. Gdy studiowałem, komputer był wielkim urządzeniem przechowywanym za zamkniętymi drzwiami i dostępnym tylko dla wtajemniczonych, obecnie na każdym niemal biurku spoczywa niewielka maszyna (taka jak ta, na której piszę te słowa), której moc obliczeniowa jest kilkaset tysiące (jeśli nie miliony) razy większa, niż łączna moc obliczeniowa komputerów, które kierowały lotami statków Apollo na Księżyc.
Efekt tych przemian jest niebotyczny, acz niedostrzegalny dla osób, które się w dobie tych przemian urodziły (bo dla nich smartfon, tablet i laptop to rzeczy, które towarzyszyły im niemal od dzieciństwa). Z drugiej strony dla wielu osób z pokolenia mojego i wcześniejszych, trudny do przyswojenia i niemało jest ludzi, choćby z pokolenia naszych rodziców, którym sprawia trudność posługiwanie się wymyślnymi telefonami komórkowymi, portalami bankowymi. O uruchomieniu Skypa nie wspominając. Musimy im w tym pomagać, bądź, najzwyczajniej na świcie, robić to za nich, bo natłok nowych wynalazków jest wręcz przytłaczający, w każdej niemal chwili pojawiają się informacje o ulepszeniach, nowych modelach, większych prędkościach przekazu itd.
Pytanie, jakie się rodzi, od czasu gdy na świecie pojawiać się zaczęły wynalazki, jest zawsze takie samo: czy te przemiany są dobre czy złe? Pomagają czy przeszkadzają? Uczynią świat lepszym czy gorszym? Jedni wskazują, że internet sprawia, iż ludzie żyć zaczynają w wyimaginowanym świecie, że nie wychodzą z domu, nie zawierają przyjaźni, że rozpadają się rzeczywiste więzi międzyludzkie, że brak ruchu, choroby oczu itd., inni wychwalają możliwość zapoznawania się z informacjami z całego świata natychmiast po ich pojawieniu się, możliwość robienia zakupów i załatwiana spraw bez wychodzenia z domu, nowe przestrzenie działalności w publicznym świecie sieci społecznościowych, a to tylko nikła część argumentów. Kto ma rację?​

Większość mimo wszystko uzna jednak, że każdy wynalazek jest dobry, a pytanie brzmi: jak ludzkość jako całość i każdy z osobna człowiek je wykorzysta? Można dzięki wynalazkom zmienić świat na lepsze, ale można też wykorzystać je do odebrania innym wolności i prawa do prywatności. Można zdobyć wiedzę, podnieść kwalifikacje i ułatwić sobie codzienne czynności, ale można szkodzić innym, rozsiewać fałszywe informacje czy kraść hasała bądź zgromadzone dane. Pokusy są poważne, nie tylko zresztą dla pojedynczego użytkownika, ale chyba jeszcze silniejsze dla rządów państw. Powszechny przekaz informacji krążący w bezimiennej przestrzeni Internetu, to idealna okazja by podglądać, sprawdzać i kontrolować własnych lub cudzych podwładnych. Nie oparł się tej pokusie nawet prezydent Obama. Wierzę, że z tym problemem z czasem ludzkość też sobie poradzi bez ograniczania dostępu do wynalazków, choć podglądające nas wszędzie kamery, dostęp do informacji gdzie, co i za ile kupiłem, a tym samym gdzie jestem, bardzo mi przeszkadza i z radością przywitałbym ograniczenia praw każdego rządu, nawet kosztem mniejszego osobistego bezpieczeństwa. Jeśli obywatele świata woleć będą opiekę i wszechobecność państwa od wolności, nic na to nie będzie można poradzić. Ale o to niech się już martwi kolejne pokolenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz