wtorek, 2 maja 2017

Tannenberg 1914

Świadom jestem, że pisanie o książkach monograficzno-historycznych, a już szczególnie traktujących o tak odległych i „niemodnych” wydarzeniach jak pierwsza wojna światowa, jest nieco kameralne, ale czasem warte wysiłku nawet dla kilku czytelników. Biorąc to jednak pod uwagę postaram się uczynić to jak najkrócej.
Tannenberg 1914, Piotr Szlanta,
wyd. Bellona, 2005
Bitwa pod Tannenbergiem była najistotniejszą bitwą pierwszego miesiąca wojny, bo chociaż była niewątpliwie wielkim sukcesem cesarskich Niemiec i osobiście marszałka (później prezydenta Republiki Weimarskiej) Paula von Hindenburga i jego szefa sztabu Ericha Ludendorffa, to jednak właśnie ona przyczyniła się do przegranej Niemiec w pierwszej bitwie nad Marną i ocaliła Paryż, a być może nawet zadecydowała, że pierwsza wojna nie zakończyła się już w 1914 roku. Stało się tak dlatego, że w decydującym momencie bitwy o Paryż odesłano na pomoc Hindenburgowi dwa korpusy z frontu zachodniego, co zaważyło o losach Paryża.
Tyle o szerszym kontekście bitwy pod Tannenbergiem (Stębarkiem), a teraz już o książce. Spełniła moje oczekiwania, podawała istotne fakty bez nadmiernej ilości szczegółów (istnieją obszerne opracowania, gdzie można je znaleźć), ale zabrakło mi jednej refleksji na temat istoty bitwy i manewru, jakie dokonała niemiecka armia, a to był najważniejszy jej aspekt. Ósmą armię niemiecką po początkowych starciach na północy Prus Wschodnich z rosyjską armią wileńską w okolicach Gąbina (zakończonych niepomyślnie dla Niemców), zdołano w sposób jak na ówczesne czasy umiejętny i niezauważalny dla przeciwnika przegrupować, znaczną część oddziałów kolejami przewieźć na południowy zachód i zaatakować lewe skrzydło wkraczającej od południa do Prus drugiej rosyjskiej armii (tzw. warszawskiej lub narwiańskiej) gen. Aleksandra Samsonowa, doszczętnie ją po kilku dniach niszcząc i biorąc do niewoli niemal 100 tys. jeńców. Warto dodać, że niemal bliźniaczy manewr z wycofaniem z frontu części oddziałów i uderzeniem na odsłoniętą flankę nieprzyjaciela zastosował Piłsudski w 1920 roku, rozbijając nacierającą armię bolszewików.
Tej refleksji mi zabrakło w książce Piotra Szlanta, więc gdyby była to pierwsza moja lektura na ten temat, zabrakłoby mi tej istotnej informacji wyjaśniającej, na czym polegał finezyjny manewr Hindenburga. Uważam, że niedościgniona w analizie pierwszego miesiąca wielkiej wojny, jej przyczyn i implikacji, jest książka „Sierpniowe salwy” Barbary W. Tuchman.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz