Świadom jestem, że pisanie o książkach
monograficzno-historycznych, a już szczególnie traktujących o tak odległych i
„niemodnych” wydarzeniach jak pierwsza wojna światowa, jest nieco kameralne,
ale czasem warte wysiłku nawet dla kilku czytelników. Biorąc to jednak pod
uwagę postaram się uczynić to jak najkrócej.
Tannenberg 1914, Piotr Szlanta, wyd. Bellona, 2005 |
Bitwa pod Tannenbergiem była najistotniejszą bitwą
pierwszego miesiąca wojny, bo chociaż była niewątpliwie wielkim sukcesem
cesarskich Niemiec i osobiście marszałka (później prezydenta Republiki
Weimarskiej) Paula von Hindenburga i jego szefa sztabu Ericha Ludendorffa, to
jednak właśnie ona przyczyniła się do przegranej Niemiec w pierwszej bitwie nad
Marną i ocaliła Paryż, a być może nawet zadecydowała, że pierwsza wojna nie
zakończyła się już w 1914 roku. Stało się tak dlatego, że w decydującym
momencie bitwy o Paryż odesłano na pomoc Hindenburgowi dwa korpusy z frontu
zachodniego, co zaważyło o losach Paryża.
Tyle o szerszym kontekście bitwy pod Tannenbergiem
(Stębarkiem), a teraz już o książce. Spełniła moje oczekiwania, podawała
istotne fakty bez nadmiernej ilości szczegółów (istnieją obszerne opracowania,
gdzie można je znaleźć), ale zabrakło mi jednej refleksji na temat istoty bitwy
i manewru, jakie dokonała niemiecka armia, a to był najważniejszy jej aspekt.
Ósmą armię niemiecką po początkowych starciach na północy Prus Wschodnich z
rosyjską armią wileńską w okolicach Gąbina (zakończonych niepomyślnie dla Niemców),
zdołano w sposób jak na ówczesne czasy umiejętny i niezauważalny dla
przeciwnika przegrupować, znaczną część oddziałów kolejami przewieźć na
południowy zachód i zaatakować lewe skrzydło wkraczającej od południa do Prus
drugiej rosyjskiej armii (tzw. warszawskiej lub narwiańskiej) gen. Aleksandra
Samsonowa, doszczętnie ją po kilku dniach niszcząc i biorąc do niewoli niemal
100 tys. jeńców. Warto dodać, że niemal bliźniaczy manewr z wycofaniem z frontu
części oddziałów i uderzeniem na odsłoniętą flankę nieprzyjaciela zastosował
Piłsudski w 1920 roku, rozbijając nacierającą armię bolszewików.
Tej refleksji mi zabrakło w książce Piotra
Szlanta, więc gdyby była to pierwsza moja lektura na ten temat, zabrakłoby mi
tej istotnej informacji wyjaśniającej, na czym polegał finezyjny manewr
Hindenburga. Uważam, że niedościgniona w analizie pierwszego miesiąca wielkiej
wojny, jej przyczyn i implikacji, jest książka „Sierpniowe salwy” Barbary W.
Tuchman.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz