piątek, 13 czerwca 2014

Ćwierć wieku od wyborów – pozytywnie

 Hucznie świętowana rocznica ćwierćwiecza odzyskania przez Polskę wolności (choć precyzyjniej, była to rocznica pierwszego kroku do jej odzyskiwania, bo mające miejsce 4 czerwca 1989 roku wybory były tylko częściowo wolne) w każdym chyba Polaku, który świadomie uczestniczył w tamtych wydarzeniach, wzbudziła nieco refleksji na temat przemian, jakie miały miejsce od tamtego dnia, a także na temat obecnej kondycji Polski. To, że większość z nas nie jest zadowolonych z obecnego stanu rzeczy, nie powinna dziwić, bo z jednej strony tęsknota za wolnością w czasach komunizmu sprawiła, że nazbyt gloryfikowaliśmy demokrację wyobrażając ją sobie jako raj na ziemi, z drugiej, w naturze Polaków, tak przynajmniej ja to oceniam, zakorzeniony jest większy niż w innych europejskich narodach krytycyzm. Coś jednak bez wątpienia w tym jest, bo we mnie także, najdelikatniej rzecz ujmując, rodzą się ambiwalentne odczucia, gdy myślę o tym, co przez tych trzydzieści lat moja ojczyzna osiągnęła. Pomyślałem, że warto dokonać subiektywnego całkiem bilansu i skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością.
Zanim jednak przejdę do tego prywatnego rachunku zysków i start, chciałbym podkreślić, że zarówno rozmowy okrągłego stołu, jak i pierwsze ułomne wybory, uważam z perspektywy lat za właściwą decyzję opozycji i krok, jak już wspomniałem, we właściwym kierunku. Choć szanuję odmienne opinie wyrażane w tej sprawie przez niektóre środowiska, nie mogę ich podzielać, bo w moim przekonaniu rozpoczęły one bezkrwawy proces powrotu do w pełni demokratycznego systemu sprawowania w Polsce władzy, a co więcej, otworzyły one tę możliwość innym krajom Europy Wschodniej. Gdyby nie tamte wydarzenia, zapewne nie upadłby jeszcze przez wiele lat mur berliński, nie byłby jedwabnej rewolucji w Czechosłowacji i, co najbardziej niezwykłe, nie odzyskałyby niepodległości kraje wcielone siłą do ZSRR.
Niektórzy twierdzą, że i bez okrągłego stołu, za jakiś czas do Polski osiągnęłaby wolność, ale „jakiś czas” już mi wtedy nie wystarczał. Miałem trzydzieści lat i z całej duszy pragnąłem żyć w normalnym kraju, zapomnieć o przeszłości, bezsilności, zmorach kolejek, cenzurze, milicyjnych szykanach, drukowanych w piwnicach ulotkach i nieustannej obawie o przyszłość najbliższych.
Każda, nawet najdłuższa droga, zaczyna się od pierwszego, nawet nieporadnego kroku, a nasz naród wkraczał w zupełnie nieznane i niebezpieczne rejony, torując drogę innym. Z tego kroku powinniśmy być dumni i mieć świadomość, że gdybyśmy go nie uczynili, być może teraz, gdy minęło od tamtej chwili ćwierć wieku, stojąc w kolejce po chleb i kiełbasę wyrzucalibyśmy sobie, że gdy otworzyła się taka szansa, nie potrafiliśmy z niej skorzystać.
Nec temere, nec timide, „bez zuchwałości, ale i bez lęku”, ta złota dewiza zamieszczona przed wiekami na herbie Gdańska, wskazywała właściwą drogę. Niepotrzebna zuchwałość bądź nieuzasadniony strach niejeden kraj doprowadzały do ciężkich doświadczeń, a Polakom udało się w 1989 roku wypracować consensus, któremu przyświecała.

A teraz już swoiste i osobiste za i przeciw, zalety i wady Polski, w której dzisiaj przyszło mi żyć.
Co osiągnęliśmy?
1. Zlikwidowano gospodarkę niedoborów, przekleństwo wystawania w kolejkach za najpotrzebniejszymi towarami. Pamiętam dowcip krążący w okresie stanu wojennego: Jak po angielsku nazywa się mięso? – zadawano pytanie. Meat – odpowiadał zapytany. To dokładnie jak po polsku – stwierdzano. Ale wszyscy pamiętamy, że niemal mityczne było nie tylko mięso, brakowało niemal dosłownie wszystkiego: żywności, mebli, artykułów AGD czy ubrań, nie wspominając o surowcach czy półfabrykatach dla fabryk. Teraz w sklepach znaleźć możemy wszystko to, co mają Amerykanie, Francuzi czy Brytyjczycy.
2. Pełne artykułów sklepy są wynikiem dopuszczenia na rynek prywatnych przedsiębiorców. Do roku 1989 niemal wszystkie przedsiębiorstwa (nie licząc rolnictwa) należały do państwa. Polska socjalistyczna gospodarka bohatersko starała się pokonywać trudności, które... nie występowały w żadnym innym kraju Zachodu (jak zwykł mawiać Stefan Kisielewski), a mimo to nie dawała rady. Bo nie mogła, gdyż z założenia brak właściciela prowadzi do dewastacji. Dziś w Polsce każdy może założyć przedsiębiorstwo i to kolejne niezaprzeczalne dobro obecnego stanu rzeczy.
3. Więcej zarabiamy. Stać nas na to (uprzedzając, oczywiście nie wszystkich, ale dotyczy to wszystkich krajów świata) na zagraniczne podróże na Zachód (w roku 1989, gdy na dużym kacu kupowałem w sklepie puszkę Coca-Coli za 2,5 marki zachodniej, serce bolało mnie okrutnie, bo zarabiałem miesięcznie takich marek w przeliczeniu, coś ze czterdzieści). Dziś Polacy jeżdżą normalnymi samochodami, nie tylko wytwarzanymi w krajach tzw. demokracji ludowej i zarezerwowanymi wówczas dla uprzywilejowanych. Posiadają prywatne domy i mieszkania wyposażone w najnowocześniejsze urządzenia (choć nie wszyscy, ale o tym potem).
4. Otworzył się przed nami świat, Polacy mogą wyjechać dokąd chcą i kiedy chcą, oraz zatrudnić we wszystkich krajach UE., Zapominalskim przypominam, że w 1989 roku, by uzyskać możliwość wyjazdu, trzeba było tygodniami zabiegać o paszport (o którego wydaniu decydowali urzędnicy), a potem jeszcze starać się o wizę. Po powrocie z zagranicy natychmiast trzeba było paszport oddać.
5. Zniesiono cenzurę, możemy czytać wszystko, co wydano na całym świecie, a także wyrażać wszystkie niemal opinie, zwłaszcza polityczne. Istnieją ograniczenia, ale o tym w innym już dziale, poświęconym temu, czego nie udało nam się osiągnąć.


Dwie strony „maszynopisu” zakończyłem, więcej nikt nie ma ochoty czytać, w związku z tym, o tym, czego nie dokonaliśmy lub co mi się nie podoba, w najbliższym tekście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz