wtorek, 24 czerwca 2014

Tryumf chamstwa na salonach

 Mniej więcej dwa tygodnie temu, w każdym razie już po wyborach do parlamentu europejskiego, jeden z moich znajomych podczas rozmowy, która zahaczyła o tematy polityczne, wyraził obawy, czy obraz Polski nie ucierpi z powodu wystąpień przed tak licznym gronem Janusza Korwin-Mikkego. Stwierdził, że podziela znaczną część jego poglądów gospodarczych, ale obawia się wypowiedzi Mikkego i sposobu ich werbalizacji, a także głoszenia opinii, które nie mają nic wspólnego z gospodarką, a są mocno kontrowersyjne. Uspokajałem go, że w każdym gronie przydaje się postać, która może powiedzieć więcej niż inni, bo nie traktuje się jej do końca poważnie, ale jednocześnie daje do myślenia. Wiedzieli o tym dawni władcy utrzymując na swym dworze błaznów, z których niejeden, jak choćby polski Stańczyk, zapisał się w historii jako znakomicie zorientowany w sprawach politycznych patriota, a przy tym surowy sędzia królów i możnych. Wyraziłem nadzieję, że nowy polski eurodeputowany tę rolę odegra w europejskim parlamencie.
Podtrzymuję tę opinię, ale dziś, po ostatnio ujawnionych nagraniach czołowych polskich polityków i prezesów państwowych spółek, zdecydowanie mniej surowo oceniam wystąpienia lidera Nowej Prawicy, bo przy języku jakim się posługują w prywatnych rozmowach, Janusz Korwin-Mikke wypada co najmniej blado. Jak pisałem, nie byłem zdziwiony, że tak wyglądają kulisy polskiej polityki (choć nie powinny), ale nie przypuszczałem, że elita polskiej klasy politycznej, najbardziej rozpoznawalni politycy i przedsiębiorcy, rozmawiają tak rynsztokowym językiem. No cóż, wygląda na to, że jaka „elita”, taki język. Choć nie mniej istotne jest, że takim językiem opisują też swoich współpracowników i kolegów. Sięgająca dna degrengolada dotyka jednak nie tylko kultury (czy też raczej jej braku) rządzących, lecz również moralności, co jet tym bardziej przykre, iż pseudo-bohaterowie afery taśmowej i ich przełożeni, w tym Donald Tusk, zdają się tego zupełnie nie dostrzegać i nie widzą powodu, by się kajać. W ich opinii, tak właśnie wygląda troska o ojczyznę – prowadzone w knajpach przy suto zastawionym stole prywatne (jak twierdzą) rozmowy, za które płaci się służbowymi (czyli za pieniądze podatników) kartami. Żenada, jaką mają prawo odczuwać Polacy, to dużo za delikatne słowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz