Mniej więcej dwa tygodnie temu, w każdym razie już po wyborach do
parlamentu europejskiego, jeden z moich znajomych podczas rozmowy,
która zahaczyła o tematy polityczne, wyraził obawy, czy obraz
Polski nie ucierpi z powodu wystąpień przed tak licznym gronem
Janusza Korwin-Mikkego. Stwierdził, że podziela znaczną część
jego poglądów gospodarczych, ale obawia się wypowiedzi Mikkego i
sposobu ich werbalizacji, a także głoszenia opinii, które nie mają
nic wspólnego z gospodarką, a są mocno kontrowersyjne. Uspokajałem
go, że w każdym gronie przydaje się postać, która może
powiedzieć więcej niż inni, bo nie traktuje się jej do końca
poważnie, ale jednocześnie daje do myślenia. Wiedzieli o tym dawni
władcy utrzymując na swym dworze błaznów, z których niejeden,
jak choćby polski Stańczyk, zapisał się w historii jako
znakomicie zorientowany w sprawach politycznych patriota, a przy tym
surowy sędzia królów i możnych. Wyraziłem nadzieję, że nowy
polski eurodeputowany tę rolę odegra w europejskim parlamencie.
Podtrzymuję tę opinię, ale dziś, po ostatnio ujawnionych
nagraniach czołowych polskich polityków i prezesów państwowych
spółek, zdecydowanie mniej surowo oceniam wystąpienia lidera Nowej
Prawicy, bo przy języku jakim się posługują w prywatnych
rozmowach, Janusz Korwin-Mikke wypada co najmniej blado. Jak pisałem,
nie byłem zdziwiony, że tak wyglądają kulisy polskiej polityki
(choć nie powinny), ale nie przypuszczałem, że elita polskiej
klasy politycznej, najbardziej rozpoznawalni politycy i
przedsiębiorcy, rozmawiają tak rynsztokowym językiem. No cóż,
wygląda na to, że jaka „elita”, taki język. Choć nie mniej
istotne jest, że takim językiem opisują też swoich
współpracowników i kolegów. Sięgająca dna degrengolada dotyka
jednak nie tylko kultury (czy też raczej jej braku) rządzących,
lecz również moralności, co jet tym bardziej przykre, iż
pseudo-bohaterowie afery taśmowej i ich przełożeni, w tym Donald
Tusk, zdają się tego zupełnie nie dostrzegać i nie widzą
powodu, by się kajać. W ich opinii, tak właśnie wygląda troska o
ojczyznę – prowadzone w knajpach przy suto zastawionym stole
prywatne (jak twierdzą) rozmowy, za które płaci się służbowymi
(czyli za pieniądze podatników) kartami. Żenada, jaką mają prawo
odczuwać Polacy, to dużo za delikatne słowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz