Tekst o Trójmieście to fragment prowadzonych
przeze mnie zapisków, który tylko z kaprysu postanowiłem zamieścić w
Salonie24, ale ku memu zaskoczeniu wzbudził spore zainteresowanie, wypada więc, bym
uzupełnił go odpowiadając na zamieszczone uwagi, a jednocześnie dodać kilka
zdań o mieście, w którym przyszło mi mieszkać już ponad trzydzieści lat. Szkoda
tylko, że nawet przy zdawałoby się zupełnie neutralnym tekście, zamieszczane
uwagi nie zawsze wolne są od niewłaściwych emocji. Dlatego lat temu kilka
przerwałem zamieszczanie publicznych wpisów i chyba była to słuszna decyzja. Teraz
jednak do rzeczy, ale że nie zamierzam i nie jestem w stanie wyczerpać tego
tematu, z góry proszę o wybaczenie tych mieszkańców, którzy poczują się
zawiedzeni faktem, że nie wspomnę o miejscu, w którym mieszkają.
Widok na Sopot znad Stadionu Leśnego |
Przede wszystkim Sopot to nie
tylko Monciak, molo, plaża i nadmorski park (czy raczej parki), z którymi
kojarzą to miasto turyści i sezonowi przybysze. W tych miejscach bywam raczej
rzadko, głównie wtedy gdy ktoś przyjeżdża w odwiedziny bądź gdy umawiam się
gdzieś w lokalu ze znajomymi. Mam tam zresztą kilka moich ulubionych i nie
przypominam sobie, by gdziekolwiek i kiedykolwiek działo się coś złego, jak
zwykle postrzeganie jakiegoś miejsca z perspektywy prasowych doniesień dalekie
jest od rzeczywistości. Ale, oczywiście, nikogo kto Sopotu nie chce polubić nie
będę przekonywał do przyjazdu ani udowadniał, jak wiele dzieje się tu rzeczy,
które zaspokoić najbardziej wybredne gusta. Ale to ta część Sopotu, która tętni
życiem, czasem hałaśliwym, ale taki jest los miejsc modnych i, czy się to
podoba czy nie, to dzięki temu płyną do kasy miejskiej pieniądze.
Do większości miejskich dzielnic
turyści się rzadko zapuszczają i chyba ich mieszkańcy tego nie żałują.
Większość z nich jest położonych malowniczo, bo w zasadzie w Sopocie mieszka się albo blisko morza, albo
blisko morenowych wzgórz, albo, jak w moim przypadku, i jednego i drugiego. Niektóre
położone są niżej, inne wyżej, co jednak nie zmienia faktu, że rozciągają się
raczej u podnóża wzgórz, a nie na wysoczyznach – mam tu na myśli dzielnice
Gdyni i Gdańska położone w okolicach trójmiejskiej obwodnicy (Karwiny, Dąbrowa,
Osowa, Matarnia czy nawet Morena i Niedźwiednik, wyliczając tylko niektóre).
Wspomniana ulica Mickiewicza w Górnym Sopocie rozciąga się malowniczo, ale
jednak u stóp okalających ją wzgórz, w tym Łysej Góry. Dzielnica rzeczywiście
wyjątkowa, z pięknie położonym kościołem św. Bernarada, lekkoatletycznym Stadionem
Leśnym, narciarskim stokiem, przytulna i cicha. To nad nią, powyżej stadionu
przy Zajęczym Wzgórzu, znajduje się jeden z najmniej chyba znanych w Sopocie, a
o niezwykle ciekawej perspektywie, punkt widokowy. Ale rzecz jasna, z
perspektywy Sopotu, jest to najwyżej w stosunku do morza położona dzielnica z
nobliwymi uliczkami obsadzonymi starymi willami i domami prowadzącymi w stronę
lasu.
Sopot, choć nieduży, ma kilka
takich zacisznych i pięknie położonych osiedli i miejsc widokowych, już w
czasach gdy był częścią Wielkiego Miasta Gdańska przyciągającym wczasowiczów i spacerowiczów
nie tylko znad Motławy. Nieopodal miejsca gdzie mieszkam, z tarasu przy położonym
na skraju lasu kościele pw. Zesłania Ducha Świętego roztacza się uroczy widok
na zatokę. Kolejny znaleźć można na ulicy Okrężnej przy placu zabaw. To miejsce
jest mi także bliskie, swego czasu w pobliżu, na ówczesnej ulicy Małgorzaty
Fornalskiej (dzisiaj Księżycowej) zdawałem swój pierwszy egzamin na studiach,
bo mieściła się tam jeden z oddziałów katedry prawa karnego.
Jest najgłębiej wcinające się w
las osiedle Przylesie. Podobną wiodącą doń ulicą 23-Marca wkroczyły do Sopotu w
roku 1945 sowieckie oddziały, który to dzień upamiętniono w jej dacie. Co ciekawe,
długo, bo do ubiegłego roku, opierała się dekomunizacji, aż wreszcie przeszła
niezwykłą metamorfozę, gdy sopoccy rajcy uchwalili, że odtąd data ta
upamiętniać ma dzień przyjaźni polsko-węgierskiej, który w istocie w 2007 roku
uchwałą sejmu został ogłoszony szczęśliwie zgodnie z tą datą. Dzięki temu
zabiegowi dokonano dekomunizacji zaoszczędzając jednocześnie pokaźne kwoty
związane z koniecznością przeprowadzania zmian administracyjnych. I chwała
radzie miasta za ten przejaw rozsądku.
Jeszcze na koniec coś o Stawowiu,
parku na granicy Sopotu i Gdańska. Większości współczesnych sopocian nieznany
zespół parkowo-pałacowy o historii sięgającej XII wieku. To tu do roku 1960
mieścił się szpital położniczy (to ostatni jak dotąd rocznik urodzonych w
Sopocie), potem szpital gruźlicy i chorób płuc (choć historię powojenną miał ciekawszą,
mieścił się tam sztab Armii Czerwonej i dom dziecka). Sam pałac od kilkunastu
lat chyba nadal nie może znaleźć nowego właściciela, choć w pobliżu powstało
hospicjum Caritasu. Natomiast ku radości młodych mieszkańców Sopotu, po wielu
latach starań jest wreszcie szansa, że przy ulicy Polnej, blisko morza i
Gdańska, już niedługo otworzy swoje podwoje nowy szpital, gdzie znajdzie się
oddział geriatryczny i ginekologiczno-położniczy. Taki właśnie jest Sopot, miejsce
ludzi i starszych i młodych. Tak czy inaczej, w Sopocie znów zaczną przychodzić
na świat dzieci.
To tylko niektóre z miejsc mniej
znanych, punktów z perspektywą, ulic sopockich i ich opowieści. Nie było moim
zamiarem pisać wyczerpująco, to była tylko nocna refleksja, a ten wpis jest jej
uzupełnieniem. Sopot nie musi się obawiać o popularność, jeśli już, to raczej o
jej nadmiar. Zresztą przebywa w dobrym towarzystwie dwóch pięknych miast i na
zawsze będzie już z nimi związany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz