Galie
est omnis divisa in partes tres… Tak, sięgnąłem po „Wojnę galijską” Juliusza Cezara.
Kiedyś te słowa rozpoczynające to jego dzieło było rozpoznawalne przez niemal
wszystkich, dziś mało kto wie o tym, że Cezar był doskonałym nie tylko wodzem,
ale i pisarzem, takie czasy.
Czemu
„Wojna galijska”? Jak zwykle przypadkowy łańcuch skojarzeń, znalazłem w
Internecie „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” Gibbona, który już od dawna chciałem
nabyć, by mieć komplet jego dzieł i tak
przypomniał mi się Cezar i jego książki (jestem też w posiadaniu „Wojny domowej”),
które wydały mi się dobrym przerywnikiem do opowieści o Kitcie Carsonie,
barwnej postaci z Dzikiego Zachodu, na którego cześć w Nevadzie nazwano jedno z
miast. Błąkam się zawsze po kilku książkach jednocześnie, to zdecydowanie zapobiega
monotonii, a poza tym to po prostu niecierpliwość, nie potrafię czekać, gdy już
myślę o innych książkach.
Lato
żegna się przepiękną pogodą i wysoką temperaturą, dziś w Gdańsku termometr
wskazywał dwadzieścia siedem stopni. To dobrze, bo najbliższe dni w pracy będą
równie gorące, szykują się odbiory naszych instalacji z oprogramowaniem w
Poznaniu, Elblągu i Słowińskim Parku Narodowym, wszystkie w końcu tygodnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz