niedziela, 16 września 2018

Stowarzyszenie miłośników książek i rozstań z nimi


Pogodnie, ale lat już minęło. Podobno w centralnej i południowej Polsce na kilka dni wrócić mają jeszcze upały, a i u nas na Wybrzeżu ma być słonecznie i ciepło. To chyba będzie takie pożegnanie pięknego tegorocznego lata.
Pozbywam się książek. Nawet gdy to piszę, brzmi okrutnie, ale gdy ma się w domowej bibliotece ponad dziesięć tysięcy  papierowych woluminów, nie ma wyjścia. Część domowej biblioteki już od kilu lat rezyduje na specjalnie przygotowanych regałach w piwnicy. Nie wiem, dokładnie ile tego wszystkiego jest razem, był taki czas, że staraliśmy się je skatalogować, ale zawsze jakieś licho rujnowało wiele dni pracy, a to awaria komputera, a to awaria pliku, a to nieznana siła, która sprawiała, że znikał. Próbowałem ja, próbowały moje dzieci, zawsze fatum przeszkodziło, uznałem więc, że nie warto walczyć ze zrządzeniem losu i biblioteka do dzisiaj o pewnego stopnia pozostaje tajemnicą, choć zazwyczaj zawsze udaje mi się odnaleźć to, czego szukam.
Z biblioteką jest jednak jak z teorią Malthusa, ograniczoność zasobów nie pozwala na utrzymanie większej jej ilości i te najmniej pożądane książki, bądź te, do których już nie zamierzam wracać (codzienne czytadła), muszą emigrować. I z tym jest problem, niewielu już pozostało chętnych do adopcji, nawet przytułki (publiczne biblioteki) nie chcą ich przyjmować. Po części o wina samych książek, czy raczej ich wydawców, coraz ich więcej, ale coraz mniej są warte. Trafienie na tytuł, który chciałby się podstawić na półce na dłużej, to nie jest prosta sprawa, zanikają też prawdziwe księgarnie, sklepy handlujące książkami zazwyczaj traktują je po macoszemu, na pierwszy rzut idą w nich upominki, materiały papiernicze czy kredki. A i ludzi szukających rozrywki w czytaniu trudniej jest znaleźć, wypierają taką rozrywkę gry i filmy dostępne w sieci.
Wydawnictwo Świat Książki, 2010
Moje książki mają jednak przed wywiezieniem ostatnią szansę, układam je w stoik i potem przez kilka czy kilkanaście dni bywają przeglądane przez znajomych i rodzinę, niekiedy znajdują nowego właściciela, przynajmniej na jakiś czas. Czasem i mnie mięknie serce i ze stosu trafia któraś ponownie na biurko. Tak właśnie stało się dzisiaj ze „Stowarzyszeniem Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek”. Prawdę mówiąc gdy kupiłem ją w roku dwa tysiące dziesiątym (nie przypuszczałem, że to było tak dawno, ale mam zwyczaj pozostawiania w książce paragonu zakupu), nie uwiodła mnie, nie bardzo odpowiadało mi przedstawianie wydarzeń w postaci listów pisanych do siebie przez bohaterów, trafiła więc na półkę i została zapomniana. Niedawno jednak trafiłem w sieci na film zrealizowany na jej podstawie (mam abonament w Netflixa i HBO Go, to tak a propos innych rozrywek) i film wydał mi się znacznie bardziej atrakcyjny. I to ją na razie uratowało, bo zacząłem ją czytać ponownie, by upewnić się co do swego pierwszego wrażenia. A potem dam ją mojej córce Marcie, której film też się podobał, by skonfrontować opinie – być może będzie miała ochotę ją przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz