Pogodnie,
ale lat już minęło. Podobno w centralnej i południowej Polsce na kilka dni
wrócić mają jeszcze upały, a i u nas na Wybrzeżu ma być słonecznie i ciepło. To
chyba będzie takie pożegnanie pięknego tegorocznego lata.
Pozbywam
się książek. Nawet gdy to piszę, brzmi okrutnie, ale gdy ma się w domowej
bibliotece ponad dziesięć tysięcy papierowych woluminów, nie ma wyjścia. Część
domowej biblioteki już od kilu lat rezyduje na specjalnie przygotowanych
regałach w piwnicy. Nie wiem, dokładnie ile tego wszystkiego jest razem, był
taki czas, że staraliśmy się je skatalogować, ale zawsze jakieś licho rujnowało
wiele dni pracy, a to awaria komputera, a to awaria pliku, a to nieznana siła,
która sprawiała, że znikał. Próbowałem ja, próbowały moje dzieci, zawsze fatum przeszkodziło,
uznałem więc, że nie warto walczyć ze zrządzeniem losu i biblioteka do dzisiaj o
pewnego stopnia pozostaje tajemnicą, choć zazwyczaj zawsze udaje mi się
odnaleźć to, czego szukam.
Z
biblioteką jest jednak jak z teorią Malthusa, ograniczoność zasobów nie pozwala
na utrzymanie większej jej ilości i te najmniej pożądane książki, bądź te, do
których już nie zamierzam wracać (codzienne czytadła), muszą emigrować. I z tym
jest problem, niewielu już pozostało chętnych do adopcji, nawet przytułki (publiczne
biblioteki) nie chcą ich przyjmować. Po części o wina samych książek, czy
raczej ich wydawców, coraz ich więcej, ale coraz mniej są warte. Trafienie na
tytuł, który chciałby się podstawić na półce na dłużej, to nie jest prosta
sprawa, zanikają też prawdziwe księgarnie, sklepy handlujące książkami
zazwyczaj traktują je po macoszemu, na pierwszy rzut idą w nich upominki,
materiały papiernicze czy kredki. A i ludzi szukających rozrywki w czytaniu
trudniej jest znaleźć, wypierają taką rozrywkę gry i filmy dostępne w sieci.
Wydawnictwo Świat Książki, 2010 |
Moje
książki mają jednak przed wywiezieniem ostatnią szansę, układam je w stoik i
potem przez kilka czy kilkanaście dni bywają przeglądane przez znajomych i
rodzinę, niekiedy znajdują nowego właściciela, przynajmniej na jakiś czas.
Czasem i mnie mięknie serce i ze stosu trafia któraś ponownie na biurko. Tak właśnie
stało się dzisiaj ze „Stowarzyszeniem Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych
Obierek”. Prawdę mówiąc gdy kupiłem ją w roku dwa tysiące dziesiątym (nie
przypuszczałem, że to było tak dawno, ale mam zwyczaj pozostawiania w książce
paragonu zakupu), nie uwiodła mnie, nie bardzo odpowiadało mi przedstawianie
wydarzeń w postaci listów pisanych do siebie przez bohaterów, trafiła więc na
półkę i została zapomniana. Niedawno jednak trafiłem w sieci na film zrealizowany
na jej podstawie (mam abonament w Netflixa i HBO Go, to tak a propos innych rozrywek) i film wydał
mi się znacznie bardziej atrakcyjny. I to ją na razie uratowało, bo zacząłem ją
czytać ponownie, by upewnić się co do swego pierwszego wrażenia. A potem dam ją
mojej córce Marcie, której film też się podobał, by skonfrontować opinie – być
może będzie miała ochotę ją przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz