wtorek, 11 września 2018

Z pamiętnika hodowcy wróbli i ptaków miejskich


Dziś, występujące dotąd gościnnie sikory bogatki (tak sądzę, ale jeszcze sfotografuję i sprawdzę, dominuje jednak u nich kolor żółty), zaszczyciły moje karmiki kilkoma gromadnymi wizytami. Jest ich w stadzie cztery i by je zachęcić do częstszych wizyt, wywiesiłem im kulkę, to taki oferowany w sklepach zoologicznych zestaw nasion umieszczonych w kuli tłuszczu.
Kowalik, autor: © MHK
Wróble są bardzo nieufne, gdy tylko przy karmniku pojawia się coś nowego, starają się trzymać dystans i nieco trwa oswajanie się z nową sytuacją, tak jest i teraz po wywieszeniu kuli. Oblegały górny, mały karmnik, przy którym się nic nie zmieniło, stopniowo próbując przysiadać przy większym, a potem zaraz odlatywać. Ale po kilku godzinach te bardziej odważne już sięgały po ziarenka. Kowaliki mniej na takie zmiany zwracają uwagę, ale zwyczajowo nie przesiadują za długo w karmniku, chwytają ziarenko i wylatują skonsumować je gdzieś indziej. 
Sikorki już się dzisiaj nie pojawiły, ale będę z niecierpliwością czekał, czy kula im zasmakuje.

Skończyłem „Ulicę Nadbrzeżną” (nie pamiętam, czy pisałem, że zakupiłem kilka książek Steinbecka po lekturze Geerta Maka), muszę teraz nieco odetchnąć od tego autora, więc wziąłem się za Hamptona Sidesa „Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu”. Jak widać przy Ameryce pozostaję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz